niedziela, 30 września 2012

Rozdział 3: W każdym miasteczku jest chłopak jak czarny kot

Lekcje dobiegły końca. Wiktoria powoli poszła w stronę centrum miasta aby zakupić potrzebne jej książki, których jeszcze nie ma. Najpierw weszła do miejscowego baru w którym można było kupić sobie coś do jedzenia. Zamówiła jedną porcje frytek i wodę niegazowaną. Gdy kelnerka przyniosła frytki Wiki od razu rzuciła się do jedzenia.
-Ty jesteś  nową prawda?-zapytała rudowłosa dziewczyna która stała obok Lucjusza na lekcji historii. Parę stolików dalej siedział Lucjusz i jego kolega Cyprian. Ciągle spoglądali na mnie z zaciekawieniem.
-Wiem czego chcesz-powiedziała chłodno Wiki.
-No widzisz to teraz mów-uśmiechnęła się cwaniacki Cyntia.
-Nie, najpierw spokojnie zjem sobie mój obiad-powiedziała z satysfakcją dziewczyna-a wy nie podsłuchujcie to nieładne-dodała i spojrzała na Cypriana oraz Lucjusza, oni zmieszani popatrzyli na siebie i zaczęli coś do siebie mówić.
-Dużo o nas wiesz-odparła zdziwiona Cyntia-jesteś andreną?
-Czym?-zapytała Wiktoria upijając łyk wody.
-Ktoś kto szuka wampirów bo chce żeby ją przemieniły-wydukała obojętnie wampirzyca.
-Gdybym chciała dawno byłabym już wampirem. Ale zgaduj dalej-Wiktoria uśmiechnęła się entuzjastycznie.
-Jesteś..-myślała Cyntia, ale Wiktoria skończyła jeść i dokończyła za nią.
-Córką łowcy-Cyprian i Lucjusz wypluli napój który pili a Cyntia nie zdołała wydusić z siebie słowa. Wiktoria była z siebie teraz bardzo dumna. Wampiry słyszące słowo łowca wystraszyły się na śmierć, no nie dosłownie ale częściowo.
-A teraz wybaczcie muszę kupić książki do szkoły w które jeszcze się nie zaopatrzyłam-dziewczyna zapłaciła za obiad i wychodząc z baru skierowała się w stronę starej księgarni, jedynej w miasteczku.
-Dzień Dobry-powiedziała dziewczyna wchodząc do sklepu.
-Witam, witam. W czym mogę pomóc?-zapytał starszy osiwiały mężczyzna.
-Chciałam kupić te książki-Wiki podała listę potrzebnych jej książek mężczyźnie.
-Mam, je, mam. Zaczekaj przy kasie zaraz wszystkie przyniosę-starzec odszedł do jakiś półek a dziewczyna stanęła obok kasy. Po dłuższej chwili staruszek wrócił z czterema nowymi książkami. Dziewczyna zapłaciła, podziękowała i wyszła ze sklepu, gdzie czekał na nią Lucjusz.
-A jednak w każdym miasteczku jest chłopak jak czarny kot-odparła Wiktoria gdy obok siebie zobaczyła Lucjusza.

Rozdział 2: Nigdy nie mieliśmy szansy żeby żyć normalnie

-Cześć, jestem Lucjusz-powiedział chłopak miło się uśmiechając-ale to wiesz bo przed chwilą powiedział to pan Margel.
-Cześć, tak wiem kim jesteś- odparła chłodno i znowu spojrzała w jego oczy widać w nich było soczewki które miał zamaskować czerwone wampirze oczy.
-Skąd się przeprowadziłaś?-znów się uśmiechnął.
-Lepiej zajmijmy się lekcją- dziewczyna otworzyła notatnik a chłopak się zmieszał i otworzył książkę na stronie której kazał nauczyciel. Wiktoria nie miała jeszcze książki do biologii więc musiała spoglądać co chwilę do książki Lucjusza. Jemu to najwyraźniej się spodobało, niestety Wiktorii nie. Nie znosiła siebie za to że nie miała listy książek zanim przyszła do nowej szkoły, nie musiałaby wtedy tolerować bliskości Lucjusza.
-Więc powiesz mi skąd przyjechałaś -szepnął Lucjusz do ucha Wiktorii. Był zaledwie kilka milimetrów od jej szyi. Pierwszy raz poczuła się zagrożona w obecności wampira. Nie miała się czym bronic. Ale wiedziała że nie zrobi tego przy wszystkich, nie ugryzie jej w klasie na oczach tylu ludzi.
-Przestań. Dobrze wiem kim jesteś-powiedziała odsuwając się od niego- a raczej czym.
-Co? O czym ty mówisz?-zapytał ze zdziwieniem.
-Jesteś wampirem, nie udawaj wiem-powiedziała i po kilku sekundach zadzwonił dzwonek.
-Ale skąd ty..-nie dokończył, Wiktoria już była w drodze pod koleją klasę.
"Jak mogę nie mieć przy sobie odrobiny nawłoci! Że też musiałam ściągać tą przeklęta bransoletkę!"-pomyślała Wiktoria. Nawłoć jest ziołem które odstrasza wampiry i działa przeciwko ich urokowi.
Zadzwonił dzwonek. Wiktoria weszła do klasy dwieście trzynaście, miała teraz lekcję historii przywitała się z nauczycielem i usiadła w ostatniej ławce. Lucjusza i dwóch innych osób nie było. Wiktoria była strasznie ciekawe gdzie się podziewają. Nagle do klasy weszły trzy tak samo blade osoby jedną z nich był Lucjusz.
-Przepraszamy za spóźnienie pani Trink-powiedział chłopak który stał obok Lucjusza.
-Jak zwykle spóźnieni. Trójka muszkieterów. Siadajcie, Lucjuszu rozumiem że Cyntia i Cyprian się spóźnili ale ty? Co się z wami dzieje dzieci.
Cyntia i Cyprian usiedli w trzeciej ławce a Lucjusz szedł w moją stronę, wiedziałam że to nie wróży nic dobrego.
-Masz, to na dowód że nie jesteśmy źli- usiadł obok Wiktorii i podał jej mały woreczek.
-Co to?-zapytała chłodno lekko się od niego odsuwając.
-Nawłoć, a co innego?-odparł z lekkim obrzydzeniem Lucjusz. Wiktoria otworzyła woreczek z niego wypadły zioła owinięte w starą, małą szmatkę. Lucjusz odwrócił głowę, jej zapach w takiej ilości nieźle go denerwował.
-Dlaczego to robicie, albo raczej dlaczego ty to robisz?-zapytała ze zdziwieniem.
-Bo chcemy normalnie żyć. Nigdy nie mieliśmy szansy żeby żyć normalnie. Chcemy to zmienić. Na wieczność -odparł chłopak przybliżając się do dziewczyny- normalnie, pod każdym normalnym względem jaki może istnieć.
-Świetnie więc czym się żywicie?-zapytała Wiktoria wiedziała że wampiry mają czerwony oczy tylko gdy piją krew ludzką.
-Krew, zwierząt-odparł chłopak bez zastanowienia.
-Kłamiesz, masz soczewki, widać że żywisz się ludzką krwią-powiedziała z jeszcze większą pogardą niż dotychczas.
-Nie zabijamy ludzi, mamy krew z banku krwi-odpowiedział z satysfakcją, jakby to był powód do dumy-możemy się spotkać i porozmawiać nie w szkole?-zapytał z nutką nadziei.
-Nie. No chyba że chcesz zginać.
-Skąd o nas wiesz?-zapytał ale zadzwonił dzwonek i Wiktoria zabierając torbę i nawłoć z ławki odeszła.
-I jak wiesz kim ona jest?-zapytał Cyprian stając obok ławki Lucjusza.
-Nie..-odparł zrezygnowany, zabrał torbę i odszedł.


Rozdział 1: Już wiedziała kim on jest a raczej czym

-Wiktoria, zejdź już bo spóźnisz się do szkoły a wiesz że to twój pierwszy dzień!-dziewczyna właśnie skończyła makijaż i zabrała torbę z jej łóżka.
-Nie mogę iść bez mojej bransoletki, dlaczego ja cie posłuchałam i włożyłam ją do szkatułki? Kiedy dojedzie reszta rzeczy?!-krzyknęła zdenerwowana Wiktoria wbiegając do kuchni gdzie na stole czekały na nią grzanki które zrobił jej tata. Dziewczyna usiadła i wyczekiwała na odpowiedz.
-Chyba dzisiaj, pewnie przed południem-podał jej sok pomarańczowy i usiadł obok Wiki.
-Świetnie-burknęła i zaczęła konsumować śniadanie.
-Nie denerwuj się skarbie. Gdy wrócisz wszystkie rzeczy których jeszcze nie masz będą w twoim pokoju-odparł na to jej tata.
-To może dziś nie pójdę do szkoły?-zapytała z nadzieją.
-Nie licz na to. Zmykaj już bo się spóźnisz-Wiktoria dopiła resztkę soku, pocałowała swojego tatę w policzek i poszła założyć kurtkę i buty. Był dopiero początek jesieni a było chłodno jak w środku zimy, nie licząc tego że nie było śniegu.
-Idę, cześć-rzuciła i wyszła z domu.
Szła powoli, chciała się spóźnić i zdążyć na drugą lekcję. Musiała wejść do sekretariatu po plan i kod do szafki.
Po piętnastu minutach weszła do szkoły i skierowała się w stronę drzwi do sekretariatu, tata jej mówił że są kilka metrów na prawo od wejścia. Dotarła, zapukała i weszła.
-Dzień Dobry, jestem..-w słowo jej weszła starsza kobieta która siedziała za wysokim drewnianym biurkiem.
-Wiktoria Lowengod, proszę w środku jest twój plan zajęć i kod do szafki a no i lista książek których jeszcze pewnie nie masz. Twój tata był tu niedawno dałam mu resztę dokumentów, możesz iść już na pierwszą lekcję-powiedziała kobieta podając jej białą teczkę z jej imieniem i nazwiskiem.
-Dziękuję, do widzenia-wydukała Wiktoria i wyszła kierując się w stronę sali biologicznej z numerem sto dwanaście.
Zadzwonił dzwonek, Wiktoria weszła do klasy jako ostania i przedstawiła się nauczycielowi.
-Dzień Dobry, jestem Wiktoria..
-Lowengod, tak zaczekaj chwilę przedstawię cię klasie-odrzekł wysoki blond włosy mężczyzna i klasnął trzy razy w dłonie i wszyscy spojrzeli z zaciekawieniem na Wiki-Moi drodzy mamy w klasie nową uczennicę, Wiktorie Lowengod-parę dziewczyn z przodu zachichotało gdy ogłoszono jej nazwisko-Wiktorio usiądź obok Lucjusza- Spojrzała w stronę którą wskazywał nauczyciel. Skierowała się w stronę przed ostatniej ławki i ruszyła pewnym krokiem. Usiadła obok czarnowłosego chłopaka który miał bladą cerę spojrzała w jego oczy był niebiesko-pomarańczowe. Już wiedziała kim on jest a raczej czym.

Prolog


Obudziło ją pukanie w szybę, otworzyła zielono-żółte oczy i za szybą zobaczyła jej tatę,  najwidoczniej dojechali do jej nowego domu. Tam gdzie będzie miała spokój od różnych nienormalnych rzeczy. Gdzie w końcu zacznie normalnie żyć.
Wiktoria wysiadła z samochodu i przywitała się ze swoim tatą. Jej kasztanowe włosy były w lekkim nieładzie więc jak najszybciej poszli do nowego, niewielkiego domku który robił niezłe wrażenie. Był naprawdę przeuroczy. Wszystko było wokół takie inne ale nie wyglądało na normalne. Ich nowy dom znajdował się na skraju miasteczka gdzie zaczynał się wielki i głęboki las. Wiktoria nie bała się do niego wejść, taki straszny las był dla niej całkowicie normalny. Inna szesnastolatka błagałaby swojego tatę żeby wrócili do domu bo tu jest okropnie i tam mogą być wilki, ale ona była do tego przyzwyczajona.
Wiktoria straciła swoją matkę w wieku sześciu lat, została zabita przez wampira od tamtej pory jej tata został łowcą. Mało kiedy przebywał w domu. Ciągle jeździł ze swoim przyjacielem Jeremiaszem na polowanie. Dziewczyna czuła się porzucona przez swojego ojca. Gdy on się o tym dowiedział postanowił zabrać ją gdzieś gdzie jest spokój i nie ma żadnych stworzeń na które poluje. Wybrał małe miasteczko o nazwie Harmons, od zawsze był tu spokój nie słyszano tu o atakach wampirów i nigdy nie myślano że tutaj są wampiry czy inne stworzenia. Wiktoria miała nadzieję że tutaj jej życie się zmieni i będzie mogła żyć jak zwykła nastolatka, chociaż spodobało jej się polowanie. Teraz będzie musiała stawić czoło prawdziwemu wyzwaniu.