Wiktoria teraz po raz kolejny nie pójdzie na lekcje, ponieważ wyjeżdża na małą wycieczkę. Jeśli jej tata się dowie to i tak nic się nie stanie, przecież tak jest co roku. Nie zwracała na to zbyt większej uwagi, chociaż uwielbiała chodzić do szkoły ponieważ kochała lekcje językowe. Teraz była czwarta piętnaście, a ona siedziała na kanapie, głaszcząc Chckiego. Zamierzała zabrać go ze sobą, chłopcy i tak się zgodzą. Była już spakowana, wiedziała że posiedzą tam dłużej jak to zwykle bywa. Włączyła laptopa i zaczęła przeglądać zdjęcia ze starego miesteczka.
Nie widząc nigdzie przeciwności, po dwudziestominutowym serialu wyszła z Chackim na spacer do lasu, było nadal ciemno ale jak zwykle ona się nie bała. Za dwadzieścia minut będą po nią chłopaki, zdąży. Weszli do lasu i kierowali się węchem Chackiego. Po parunastu minutach wyszli na polanę, Wiktoria spojrzała na zegarek. Za dziesięć minut przyjadą po nich, muszą wracać.
"I po co tu szłam? Nawet sobie chwili tu nie posiedzę"-pomyślała zrezygnowana, kierując się w stronę domu. Prawie weszli do lasu o nagle usłyszeli za sobą trzask łamanej gałęzi, ale to była najwidoczniej naprawdę gruba gałąź. Wiktorie sparaliżował strach, ale wiedziała że musi iść dalej. Szybko pociągnęła Chackiego i pobiegła w stronę domu, przed nią z ziemi jakby wyparował czarny dym. Przebiegła przez niego i zrobiło jej się niesamowicie chłodno, nie kierowała się nie widziała co robić. Stała a Chacki uciekł w stronę domu, ponieważ puściła smycz i nakazała mu uciekać.
"Mądry pies, nie tak jak ja.. Ohh, co mam robić "pomyślała i nagle ją olśniło, ale to tak dosłownie. Przypomniało jej się zaklęcie, które widniało dokładnie obok opętania umysłu, to było zaklęcie jasności dobra. Jak ono brzmiało? Przypomniała sobie, szybko z uniesionym głosem wypowiedziała trzy razy:
-Splendor bonitas, mortem tuam est malum! Splendor bonitas, mortem tuam est malum! Splendor bonitas, mortem tuam est malum!- z jej dłoni wybłysnęło złociste, oślepiające światło a ona przybliżyła się do czarnej chmury i zbliżyła ku niej ręce. Kilka sekund, wszystko dobrze. To coś zniknęło, ale była pewna że znów powróci. Pytanie to dlaczego?
Zakręciło się jej w głowie, szybkim lecz chwiejnym krokiem skierowała się do swojego domu aby za chwilę wyruszyć wraz z Cyprianem, Lucjuszem i Chackim do Cyntii. Wyszła i dostrzegła samochód Cypriana.
-Wiktoria! Gdzie byłaś wszędzie cię szukaliśmy. Dobrze się czujesz? Jesteś jakaś blada-odparł Cyprian a kilka sekund później za jego plecami pojawił się Lucjusz.
-Cześć wam, wszystko dobrze. Jedziemy?-zapytała z uśmiechem chociaż w środku czuła rozrywający ból i zmęczenie.
czwartek, 29 listopada 2012
środa, 14 listopada 2012
Rozdział 32: Nikły zapach jego perfum
Siedzieli cicho, Wiktorie powoli zaczynała irytować cała ta sytuacja. Zawsze tylko ona siedziała cicho i ignorowała wszystko wokół. Nie zdarzyło się jej aby ktoś ignorował ją. Teraz jednak zaczynała się martwic o swojego ojca który powinien wrócić do domu jakiś tydzień temu. Bez słowa zabrała telefon i wybrała numer swojego taty, nie odbierał więc nagrała się na pocztę. Lucjusz ani ni drgnął. Dziewczyna zdenerwowała się i pstryknęła chłopakowi przed oczyma swa razy palcami. Ten spojrzał na nią ze zdziwieniem i urazą,a następnie ocknął się już całkowicie.-Ile twojego taty już nie ma?-zapytał lekko unosząc kąciki ust do góry.
-Tydzień dłużej niż miesiąc-oparła lekko poirytowana zachowaniem Lucjusza.
-Na pewno za niedługo wróci. Przecież on jest z twoją matką, a ona raczej go nie zabije. W końcu go kochała-dodał chwytając jej rękę.
-Tak, tak nas kochała że odeszła, maskując swoje nowe życie, oszukaną śmiercią-wymamrotała z obrzydzeniem Wika.
-Daj spokój ile będzie wałkować tą samą regułkę? Ciągle powtarzasz to samo, może się zmieniła. Ale nie ty teraz powiesz coś w stylu: "Tacy jak ona się nie zmieniają"!-odparł z jeszcze większym poirytowaniem chłopak.
-Bo tak jest!-parsknęła i usiadła bliżej chłopaka całkowicie zrezygnowana.
-Wiesz że nie możesz tak myśleć! Ani o twojej matce ani o ojcu. Oboje się DALEJ kochają-Lucjusz podkreślił słowo dalej-musisz to uszanować, jasne?
-Dobra, idziemy gdzieś?-zapytała po chwili ciszy.
-Wiktoria, dobrze się czujesz? Jest już dziewiąta wieczorem-dziewczyna ze zdziwieniem spojrzała na Lu a następnie na zegarek który leżał na stoliku.
-Rzeczywiście, jak to możliwe? Tak długo się ignorowaliśmy?-zapytała z niedowierzaniem.
-Może, ja cały czas myślałem o Cytnii, dalej nie wróciła. Chyba będę musiał jechać z Cyprianem to sprawdzić nie dała znaku życia odkąd wyjechała.
-Mogę jechać z wami? Bardzo was proszę-odparła błagalnie.
-Ja nie mam nic przeciwko, Cyprian raczej też nie będzie miał z tym problemu. Wyjedziemy jutro rano, teraz muszę iść-powiedział, całując ją w policzek-bądź gotowa o piątej rano, to trochę długa droga-po tych słowach zniknął zostawiając za sobą nikły zapach jego perfum.
poniedziałek, 5 listopada 2012
Rozdział 31: Oboje wszystko ignorowali
Gdy zamknęła dziennik, leżała na swoim łóżku i szukała na internecie jakiegoś ciekawego filmu, zamiast komedii romantycznej wybrała horror "Godzina pająków". Film nie był straszny, był nudny. Ciągle tylko pająki napadające na ludzi w daną godzinę zjadające ich i uciekające do swojej kryjówki. Oczywiście film skończył się nie inaczej jak to że pająki zostały zabite a ludzi szczęśliwi. Wiktoria postanowiła się wybrać na spacer. Była dopiero godzina wpół do czwartej więc słońce świeciło i było strasznie jasno, ale chłodno. Gdy dziewczyna się już ubrała, obrała kurs w stronę lasu. Jakoś nie wzruszyła się gdy słyszała ciche szelesty obok, czy za nią. Nie bała się w ogóle. Ciągle uważała że to zwierzęta leśne które sobie spacerują w tak piękną pogodę. Nie myliła się, zobaczyła sarenkę i lisa, gdy szła dalej prosto przed siebie. Wyszła na kolorowej a raczej złocistej polanie ponieważ wokół było pełno pomarańczowych, czerwonych i złotych liści. Prawie nie było widać trawy, pod tak grubą warstwą piękna. W oddali dostrzegła długie złamane drzewo, poszła w tamtym kierunku z zamiarem wypoczęcia. Gdy już siedziała patrzyła z zachwytem na polanę, mieniła się w słońcu, wyglądało to jak kawałek raju odcięty od ludzkości aby nie zniszczyli tego jak większości.Spojrzała na zegar w telefonie, była już godzina szósta wieczorem, trochę się zasiedziałą. Wstała i szła znów spacerkiem do doku, spokojnie, nigdzie się nie spiesząc. Ciągle, nieustannie wpatrywała się w piękny las, i jeszcze spadające liście. Czekał ją jeszcze spory kawałek drogi więc włożyła słuchawki do uszu i puściła swój ulubiony kawałek The Rolling Stones - You can't always get what you want. Odtwarzała tą piosenką gdy się skończyła parę razy, ale niestety już doszła do domu.
Gdy poszła do łazienki wziąść długą relaksującą kąpiel przyszedł Lucjusz. Bez problemu nie wiadomo jak otworzył drzwi i usiadł w salonie czekając na Wiktorię. Po czterdziestu minutach dziewczyna zeszła do kuchni by się napić soku pomarańczowego. Spojrzała na Lucjusza i rzuciła mu krótkie "cześć" po czym zupełnie go ignorując udała się do kuchni. Zabierając ze sobą sok i dwie szklanki bez słowa skierowała się do swojego pokoju na górze. Lucjusz poszedł za nią i usiadł także bez słowa obok niej na łóżku.
Oboje wszystko ignorowali, wszystko i siebie nawzajem. Tak jakby zupełnie nie istnieli.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)
