piątek, 28 grudnia 2012

Rozdział 35: Przez korony drzew zawsze prześwitywały promienie

-Dzień Dobry, Wiktorio-usłyszała głos mamy wchodząc do kuchni-wiesz co to za staruszka która często spaceruje w naszej okolicy?
-Jaka staruszka?-odparła z niedowierzaniem Wiktoria-nie wiem kto by chciał chodzić po takim zadu..
-Hamuj się!-krzyknął jej ojciec.
-Nie wiem-uśmiechnęła się.
-Hmm. Mi się wydaje że oni mieszkają na lewo od naszego wyjazdu. Taki mały blado pomarańczowy domek, troszkę zaniedbany.
-No to problem rozwiązany. Wiecie że za tydzień są święta? Co chcecie dostać w prezencie?
-Mi nic nie musisz kupować-odpowiedziała z uśmiechem.
-Wiecie ja chyba pójdę na spacer z Chackim, do zobaczenia-zawołała Chackiego, założyła kurtkę i buty po czym wyszła z Chackim. Nie wiadomo dlaczego skierowała się w stronę domu owej staruszki o której mówiła jej mama. Wszystko, każda cześć ciała kazała jej tam iść. Gdy doszła zobaczyła osiwiałą kobietę z wieloma zmarszczkami, Wiktoria uwielbiała starych ludzi.
-Dzień dobry!-powiedziała głośniej aby kobieta usłyszała.
-O, witaj! Ty musisz być Wiktoria prawda? Mieszkasz niedaleko mnie tam za lasem-odparła miłym tonem po czym lekko zakaszlała-ja jestem Amanda Lewska.
-Miło mi panią poznać-uśmiechnęła się.
-Może wejdziesz na herbatę?-zapytała z nadzieją Amanda.
-Chętnie ale teraz jestem na spacerze z Chackim-odpowiedziała i spojrzała na nią przepraszająco.
-To nie szkodzi lubię psy. Zapraszam-skierowała się w stronę domu i otworzyła drzwi.
Siedziały przy kominku i popijały malinową herbatę, obie bardzo ją lubiły. Wiktoria zauważyła pewne podobieństwo pomiędzy sobą a panią Amandą. Gdyby Amanda była młodsza można by było przypuszczać że są siostrami, nawet bliźniaczkami.
-A więc Wiktorio, jak podoba ci się w naszym miasteczku?-zapytała i upiła łyk herbaty.
-Jest tutaj pięknie, prawie jak w raju, niektóre miejsca są wyjątkowo magiczne-odparła rozmarzona.
-Tak, niektóre miejsca są wyjątkowo inne i zadziwiające. Pamiętam jakby to było wczoraj, gdy jeszcze miałam zaledwie tyle lat co ty biegałam po całym lesie, nikt nie znał go tak dobrze jak ja i przyjaciel Maksymilian. Codziennie chodziliśmy do naszego miejsca, małe piękne jeziorko w którym odbijał się obraz lasu, przez korony drzew zawsze prześwitywały promienie słońca było ich kilka ale zawsze dawały tyle radości. Byliśmy szczęśliwi dopóki nie pojawiło się coś złego w lesie, nikt nigdy nie wiedział co to jest. Moi rodzice zakazali mi spotykać się z Maksymilianem a musiałam poślubić Tomasza, dla pieniędzy! Nikomu nie wolno było wchodzić do lasu ale on poszedł i nie wrócił, przez tyle lat tęskniłam z Maksymilanem a z Tomaszem byłam zaledwie miesiąc. Nasz piękne miejsce przepadło, jestem za stara żeby oddalać się tak jak kiedyś od domu więc jedyne co mogę zrobić to napatrzeć się na to zdjęcie-wskazała na czarną ramkę nad kominkiem, widniał na niej młody chłopak i mała dziewczynka. To był Maksymilian oraz Amanda.
-Tak mi przykro, na pewno pani musiało być ciężko.
-I było, a teraz las nadal jest zły dalej coś w nim jest ale nikt nie wie co, młodzież to lekceważy ale ty nie bądź jak oni, uważaj na siebie.
-Dobrze, a pamięta pani jak dość do pani miejsca?-zapytała z lekkim uśmiechem.
-Idź prosto jak cię twoje serce prowadzi, ale uważaj na siebie, moje drobie dziecko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz