piątek, 26 października 2012

Rozdział 27: Trzeba mieć tą ludzką, beznadziejną nadzieję

Obudził ją dźwięk dzwoniącego telefonu, Wiktoria niechętnie wstała i odebrała.
-Słucham-powiedziała prawie bezgłośnie do telefonu.
-Wiktoria?-usłyszała zaniepokojony głos Lucjusza-co się z tobą dzieje? Stoję przed twoim domem z jakieś piętnaście minut.
-Zaraz zejdę i otworzę-rozłączyła się. Była w fatalnym stanie nic się jej nie chciało, była załamana po odjeździe swoich przyjaciół. Zeszła na dół i otworzyła drzwi zapraszając Lucjusza. Nie odezwała się ani słowem poszła do swojego pokoju, a a nią powędrował Lucjusz gdy weszli Wiktoria rzuciła się na łóżko a on usiadł obok niej i słyszał jak łka.
-Sebastian i Kaleni wrócili do domu, tak?-zapytał delikatnym głosikiem. Dziewczyna tylko pokiwała znacząco głową i zakryła ją poduszką.
-Jak to jest?-zapytał po chwili chłopak.
-Ale co?-Wiktoria na niego spojrzała.
-Nigdy nie byłem w takiej sytuacji jak ty, a żyje już nie co długo. Jak to jest być tobą? Jak ty potrafisz to pogodzić?-wyjaśnił a ona usiadła na przeciw niego i spojrzała mu prosto w oczy. Chłopak miał wrażenie że zagląda do jego głębi, wyglądała jakby zupełnie nic nie wiedziała. 
-Tak po prostu zaczynasz mieć wrażenie podobne jak "ktoś". I ono jest chyba zdecydowanie, naprawdę, realistycznie prawdziwe, tak ta prawda jest strasznie bolesna ale niestety szczera. Nie ma osoby która byłaby tak bezużytecznie potrzebna jak w tej chwili. No może jest jedna ale "ta osoba" nie zdaje sobie z tego sprawy i ma to gdzieś, zastępuje cie tak po prostu jak jakąś starą bezużyteczną lalkę. Tyle ludzi w okół potrafi dostrzec to czego nie potrafi "ta osoba", ale oni nie mogą w żaden sposób pomóc. Dlaczego? Bo są szarymi, fałszywymi i tak samo zadumanymi w innych jak "ta osoba". Potrafią dostrzec problem ale nie potrafią go usunąć lub chociaż pomóc, wesprzeć czy zawalczyć. Jedyne co teraz pozostaje to być, kimś innym i nie okazywać słabości których jesteś pełen oraz starać się odzyskać to co posiadałeś kiedyś, to co odebrał ci ten kolejny poziom w życiu czyli "przetrwanie". No i jeszcze kolejną opcją jest czekanie w nadziei na coś co pewnie się nie wydarzy ale zawsze trzeba mieć tą ludzką, beznadziejną nadzieję.-mówiła wyraźnie, bez zastanowienia, lekko ściszonym głosem. Chłopak wpatrywał się w nią ze zdumieniem. Nigdy nie słyszał czegoś takiego, nie słyszał takiej teorii myślenia nikogo.

-Nie każdy jest fałszywy, i "ta osoba" po prostu jest stracona w twoich oczach oraz moich, ona tego nie wie. Ale jakbyś szukała wsparcia, to wiesz że zawsze możesz polegać na mnie-przybliżył się i pogłaskał ją po ramieniu-zawsze masz mnie, Cyntie oraz Cypirana. Na możesz powiedzieć wszystko, bez wyjątku-dziewczyna uśmiechnęła się do niego lekko i poszła do kuchni, ponieważ odczuła lekki głód. Zrobiła parę kanapek i zaparzyła dwa kupki zielonej herbaty. Jeden podała Lucjuszowi, talerzyk położyła na woje łóżko a swój kubek trzymała w ręce.
-Częstuj się-powiedziała uśmiechając się.
-Nie dziękuję, nie jestem głodny. Ale muszę iść jest już trochę późno, a muszę iść z Cyprianem załatwić pewną sprawę. Wiktoria pożegnała się z Lucjuszem i gdy wyszedł, wróciła do swojego pokoju i zaczęła konsumować kanapki. Połowa została i odniosła je do kuchni, gdy wróciła do pokoju skierowała się do łazienki aby wziąść długą relaksującą kąpiel.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz