-Dzień Dobry, Wiktorio-usłyszała głos mamy wchodząc do kuchni-wiesz co to za staruszka która często spaceruje w naszej okolicy?
-Jaka staruszka?-odparła z niedowierzaniem Wiktoria-nie wiem kto by chciał chodzić po takim zadu..
-Hamuj się!-krzyknął jej ojciec.
-Nie wiem-uśmiechnęła się.
-Hmm. Mi się wydaje że oni mieszkają na lewo od naszego wyjazdu. Taki mały blado pomarańczowy domek, troszkę zaniedbany.
-No to problem rozwiązany. Wiecie że za tydzień są święta? Co chcecie dostać w prezencie?
-Mi nic nie musisz kupować-odpowiedziała z uśmiechem.
-Wiecie ja chyba pójdę na spacer z Chackim, do zobaczenia-zawołała Chackiego, założyła kurtkę i buty po czym wyszła z Chackim. Nie wiadomo dlaczego skierowała się w stronę domu owej staruszki o której mówiła jej mama. Wszystko, każda cześć ciała kazała jej tam iść. Gdy doszła zobaczyła osiwiałą kobietę z wieloma zmarszczkami, Wiktoria uwielbiała starych ludzi.
-Dzień dobry!-powiedziała głośniej aby kobieta usłyszała.
-O, witaj! Ty musisz być Wiktoria prawda? Mieszkasz niedaleko mnie tam za lasem-odparła miłym tonem po czym lekko zakaszlała-ja jestem Amanda Lewska.
-Miło mi panią poznać-uśmiechnęła się.
-Może wejdziesz na herbatę?-zapytała z nadzieją Amanda.
-Chętnie ale teraz jestem na spacerze z Chackim-odpowiedziała i spojrzała na nią przepraszająco.
-To nie szkodzi lubię psy. Zapraszam-skierowała się w stronę domu i otworzyła drzwi.
Siedziały przy kominku i popijały malinową herbatę, obie bardzo ją lubiły. Wiktoria zauważyła pewne podobieństwo pomiędzy sobą a panią Amandą. Gdyby Amanda była młodsza można by było przypuszczać że są siostrami, nawet bliźniaczkami.
-A więc Wiktorio, jak podoba ci się w naszym miasteczku?-zapytała i upiła łyk herbaty.
-Jest tutaj pięknie, prawie jak w raju, niektóre miejsca są wyjątkowo magiczne-odparła rozmarzona.
-Tak, niektóre miejsca są wyjątkowo inne i zadziwiające. Pamiętam jakby to było wczoraj, gdy jeszcze miałam zaledwie tyle lat co ty biegałam po całym lesie, nikt nie znał go tak dobrze jak ja i przyjaciel Maksymilian. Codziennie chodziliśmy do naszego miejsca, małe piękne jeziorko w którym odbijał się obraz lasu, przez korony drzew zawsze prześwitywały promienie słońca było ich kilka ale zawsze dawały tyle radości. Byliśmy szczęśliwi dopóki nie pojawiło się coś złego w lesie, nikt nigdy nie wiedział co to jest. Moi rodzice zakazali mi spotykać się z Maksymilianem a musiałam poślubić Tomasza, dla pieniędzy! Nikomu nie wolno było wchodzić do lasu ale on poszedł i nie wrócił, przez tyle lat tęskniłam z Maksymilanem a z Tomaszem byłam zaledwie miesiąc. Nasz piękne miejsce przepadło, jestem za stara żeby oddalać się tak jak kiedyś od domu więc jedyne co mogę zrobić to napatrzeć się na to zdjęcie-wskazała na czarną ramkę nad kominkiem, widniał na niej młody chłopak i mała dziewczynka. To był Maksymilian oraz Amanda.
-Tak mi przykro, na pewno pani musiało być ciężko.
-I było, a teraz las nadal jest zły dalej coś w nim jest ale nikt nie wie co, młodzież to lekceważy ale ty nie bądź jak oni, uważaj na siebie.
-Dobrze, a pamięta pani jak dość do pani miejsca?-zapytała z lekkim uśmiechem.
-Idź prosto jak cię twoje serce prowadzi, ale uważaj na siebie, moje drobie dziecko.
piątek, 28 grudnia 2012
poniedziałek, 17 grudnia 2012
Rozdział 34: Wszyscy razem
Jak to jest że starając się o wszystko, nic ci nie wychodzi. A gdy o nic się nie starasz to wychodzi ci wszystko, chociaż jesteś odcięta od świata i od tego co robisz, bo na nic po prostu nie zwracasz uwagi. Będąc sama na sam ze sobą Wiktoria, uświadomiła sobie bardzo wiele, między innymi to że ma siebie dość. Całej siebie, tego jak mówi, tego jak wygląda, tego jaki ma charakter, tego kim jest. Uświadomiła sobie że tylko przeciętna, lecz nadnaturalna rzeczywistość zmusza ją do tego życia, tego nudnego i strasznie kłamliwego życia. Wiktoria miała jechać wraz z Cyprianem oraz Lucjuszem poszukać Cyntii, lecz w ostatniej chwili zmieniła decyzję, wolała zostać w domu i męczyć się z samą sobą. Leżała teraz na łóżku, czytając książkę i popijając zieloną herbatę, jej ulubioną. To on nauczył ją lubić tą herbatę, od tamtej pory nie piła innej. To on zawsze śpiewał jej kołysankę na dobranoc, to on czytał jej bajki zamiast, puszczać dobranockę, to on wychowywał ja i dbał o nią, to on był jej ojcem ale także jej jedynym i prawdziwym rodzicem. Nie miała nikogo innego. Gdy zobaczyła go w drzwiach, zamiast być wściekłą że tak długo go nie było i że znów zszedł się z jej wstrętną matką, której postanowiła przebaczyć, wtuliła się w niego i popłakała naszeptując mu że bardzo go kocha, i nigdy nie chce go stracić. Wylała przez przypadek herbatę, ich ulubioną ale nie zmartwiło to ani jej ani jego. Ponieważ znów cieszyli się tym że są razem że znów są rodziną. Niepełną ale zawsze rodziną. -Tak za tobą tęskniłam!-odparła wtulając się w swojego ojca Wiktoria.
-Ja za tobą też słońce. Ja za tobą też-odpowiedział i objął ją jeszcze bardziej.
-Gdzie mama?-zapytała z nutką nadziei.
-Przyjdzie tu jeszcze dziś, mam nadzieję że się nie gniewasz?
-Nie! Cieszę się, może znów będziemy rodziną?-zapytała z entuzjazmem.
-Mam taką nadzieję, kochanie-nie powiedzieli już nic więcej ponieważ do drzwi zadzwonił dzwonek. Wiktoria domyśliła się że to jej mama. Lekko się zdenerwowała, bała się tego. Była to nowość cała rodzina razem. Nie pamiętała tego uczucia. Co prawda czuła podobne do ojca ale to nie było tak pełne miłości uczucie jak teraz kiedy oni znów będą razem. Wszyscy razem.
-Witaj, Wiktorio. Tęskniłam za tobą-powiedziała mam przybliżając się do dziewczyny. Wiktoria bez chwili zastanowienia, przytuliła ją z całej swojej siły.
-Ja też-od tamtej pory, cały dzień spędzili rozmawiając o Wiktorii. O szkole, o tym co robiła w każde wakacje, w każdą przerwę świąteczną, w każdą wolną chwilę, gdy jej ojca nie było, gdy ona wyjechała gdzieś z przyjaciółmi. Po kilku godzinach rozmowy, z pokoju Wiktorii, dobiegł głośny trzask. Cała trójka szybko wbiegła na górę a na czele stał tata.
-Pies? Co w naszym domu robi pies? Wiktoria!-dziewczyna popatrzyła się niewinnie na rodziców.
-On był taki samotny, i smutny. A ja nie chciałam być sama w domu, bez ciebie więc go przygarnęłam On jest naprawdę grzeczny!- powiedziała i Chackie wskoczył w ramiona całej trójki.
Wiktorii może nie było łatwo przebaczyć swojej mamie, ale z racji że jej tata nadal ją kochał. Chciała aby był szczęśliwy, więc musiała się zgodzić Gdyby nie to musiałaby spoglądać na spochmurniałą twarz swojego ojca, a teraz patrzyła na tego samego ale szczęśliwego mężczyznę. .
czwartek, 29 listopada 2012
Rozdział 33: Przybliżyła się do czarnej chmury
Wiktoria teraz po raz kolejny nie pójdzie na lekcje, ponieważ wyjeżdża na małą wycieczkę. Jeśli jej tata się dowie to i tak nic się nie stanie, przecież tak jest co roku. Nie zwracała na to zbyt większej uwagi, chociaż uwielbiała chodzić do szkoły ponieważ kochała lekcje językowe. Teraz była czwarta piętnaście, a ona siedziała na kanapie, głaszcząc Chckiego. Zamierzała zabrać go ze sobą, chłopcy i tak się zgodzą. Była już spakowana, wiedziała że posiedzą tam dłużej jak to zwykle bywa. Włączyła laptopa i zaczęła przeglądać zdjęcia ze starego miesteczka.
Nie widząc nigdzie przeciwności, po dwudziestominutowym serialu wyszła z Chackim na spacer do lasu, było nadal ciemno ale jak zwykle ona się nie bała. Za dwadzieścia minut będą po nią chłopaki, zdąży. Weszli do lasu i kierowali się węchem Chackiego. Po parunastu minutach wyszli na polanę, Wiktoria spojrzała na zegarek. Za dziesięć minut przyjadą po nich, muszą wracać.
"I po co tu szłam? Nawet sobie chwili tu nie posiedzę"-pomyślała zrezygnowana, kierując się w stronę domu. Prawie weszli do lasu o nagle usłyszeli za sobą trzask łamanej gałęzi, ale to była najwidoczniej naprawdę gruba gałąź. Wiktorie sparaliżował strach, ale wiedziała że musi iść dalej. Szybko pociągnęła Chackiego i pobiegła w stronę domu, przed nią z ziemi jakby wyparował czarny dym. Przebiegła przez niego i zrobiło jej się niesamowicie chłodno, nie kierowała się nie widziała co robić. Stała a Chacki uciekł w stronę domu, ponieważ puściła smycz i nakazała mu uciekać.
"Mądry pies, nie tak jak ja.. Ohh, co mam robić "pomyślała i nagle ją olśniło, ale to tak dosłownie. Przypomniało jej się zaklęcie, które widniało dokładnie obok opętania umysłu, to było zaklęcie jasności dobra. Jak ono brzmiało? Przypomniała sobie, szybko z uniesionym głosem wypowiedziała trzy razy:
-Splendor bonitas, mortem tuam est malum! Splendor bonitas, mortem tuam est malum! Splendor bonitas, mortem tuam est malum!- z jej dłoni wybłysnęło złociste, oślepiające światło a ona przybliżyła się do czarnej chmury i zbliżyła ku niej ręce. Kilka sekund, wszystko dobrze. To coś zniknęło, ale była pewna że znów powróci. Pytanie to dlaczego?
Zakręciło się jej w głowie, szybkim lecz chwiejnym krokiem skierowała się do swojego domu aby za chwilę wyruszyć wraz z Cyprianem, Lucjuszem i Chackim do Cyntii. Wyszła i dostrzegła samochód Cypriana.
-Wiktoria! Gdzie byłaś wszędzie cię szukaliśmy. Dobrze się czujesz? Jesteś jakaś blada-odparł Cyprian a kilka sekund później za jego plecami pojawił się Lucjusz.
-Cześć wam, wszystko dobrze. Jedziemy?-zapytała z uśmiechem chociaż w środku czuła rozrywający ból i zmęczenie.
Nie widząc nigdzie przeciwności, po dwudziestominutowym serialu wyszła z Chackim na spacer do lasu, było nadal ciemno ale jak zwykle ona się nie bała. Za dwadzieścia minut będą po nią chłopaki, zdąży. Weszli do lasu i kierowali się węchem Chackiego. Po parunastu minutach wyszli na polanę, Wiktoria spojrzała na zegarek. Za dziesięć minut przyjadą po nich, muszą wracać.
"I po co tu szłam? Nawet sobie chwili tu nie posiedzę"-pomyślała zrezygnowana, kierując się w stronę domu. Prawie weszli do lasu o nagle usłyszeli za sobą trzask łamanej gałęzi, ale to była najwidoczniej naprawdę gruba gałąź. Wiktorie sparaliżował strach, ale wiedziała że musi iść dalej. Szybko pociągnęła Chackiego i pobiegła w stronę domu, przed nią z ziemi jakby wyparował czarny dym. Przebiegła przez niego i zrobiło jej się niesamowicie chłodno, nie kierowała się nie widziała co robić. Stała a Chacki uciekł w stronę domu, ponieważ puściła smycz i nakazała mu uciekać.
"Mądry pies, nie tak jak ja.. Ohh, co mam robić "pomyślała i nagle ją olśniło, ale to tak dosłownie. Przypomniało jej się zaklęcie, które widniało dokładnie obok opętania umysłu, to było zaklęcie jasności dobra. Jak ono brzmiało? Przypomniała sobie, szybko z uniesionym głosem wypowiedziała trzy razy:
-Splendor bonitas, mortem tuam est malum! Splendor bonitas, mortem tuam est malum! Splendor bonitas, mortem tuam est malum!- z jej dłoni wybłysnęło złociste, oślepiające światło a ona przybliżyła się do czarnej chmury i zbliżyła ku niej ręce. Kilka sekund, wszystko dobrze. To coś zniknęło, ale była pewna że znów powróci. Pytanie to dlaczego?
Zakręciło się jej w głowie, szybkim lecz chwiejnym krokiem skierowała się do swojego domu aby za chwilę wyruszyć wraz z Cyprianem, Lucjuszem i Chackim do Cyntii. Wyszła i dostrzegła samochód Cypriana.
-Wiktoria! Gdzie byłaś wszędzie cię szukaliśmy. Dobrze się czujesz? Jesteś jakaś blada-odparł Cyprian a kilka sekund później za jego plecami pojawił się Lucjusz.
-Cześć wam, wszystko dobrze. Jedziemy?-zapytała z uśmiechem chociaż w środku czuła rozrywający ból i zmęczenie.
środa, 14 listopada 2012
Rozdział 32: Nikły zapach jego perfum
Siedzieli cicho, Wiktorie powoli zaczynała irytować cała ta sytuacja. Zawsze tylko ona siedziała cicho i ignorowała wszystko wokół. Nie zdarzyło się jej aby ktoś ignorował ją. Teraz jednak zaczynała się martwic o swojego ojca który powinien wrócić do domu jakiś tydzień temu. Bez słowa zabrała telefon i wybrała numer swojego taty, nie odbierał więc nagrała się na pocztę. Lucjusz ani ni drgnął. Dziewczyna zdenerwowała się i pstryknęła chłopakowi przed oczyma swa razy palcami. Ten spojrzał na nią ze zdziwieniem i urazą,a następnie ocknął się już całkowicie.-Ile twojego taty już nie ma?-zapytał lekko unosząc kąciki ust do góry.
-Tydzień dłużej niż miesiąc-oparła lekko poirytowana zachowaniem Lucjusza.
-Na pewno za niedługo wróci. Przecież on jest z twoją matką, a ona raczej go nie zabije. W końcu go kochała-dodał chwytając jej rękę.
-Tak, tak nas kochała że odeszła, maskując swoje nowe życie, oszukaną śmiercią-wymamrotała z obrzydzeniem Wika.
-Daj spokój ile będzie wałkować tą samą regułkę? Ciągle powtarzasz to samo, może się zmieniła. Ale nie ty teraz powiesz coś w stylu: "Tacy jak ona się nie zmieniają"!-odparł z jeszcze większym poirytowaniem chłopak.
-Bo tak jest!-parsknęła i usiadła bliżej chłopaka całkowicie zrezygnowana.
-Wiesz że nie możesz tak myśleć! Ani o twojej matce ani o ojcu. Oboje się DALEJ kochają-Lucjusz podkreślił słowo dalej-musisz to uszanować, jasne?
-Dobra, idziemy gdzieś?-zapytała po chwili ciszy.
-Wiktoria, dobrze się czujesz? Jest już dziewiąta wieczorem-dziewczyna ze zdziwieniem spojrzała na Lu a następnie na zegarek który leżał na stoliku.
-Rzeczywiście, jak to możliwe? Tak długo się ignorowaliśmy?-zapytała z niedowierzaniem.
-Może, ja cały czas myślałem o Cytnii, dalej nie wróciła. Chyba będę musiał jechać z Cyprianem to sprawdzić nie dała znaku życia odkąd wyjechała.
-Mogę jechać z wami? Bardzo was proszę-odparła błagalnie.
-Ja nie mam nic przeciwko, Cyprian raczej też nie będzie miał z tym problemu. Wyjedziemy jutro rano, teraz muszę iść-powiedział, całując ją w policzek-bądź gotowa o piątej rano, to trochę długa droga-po tych słowach zniknął zostawiając za sobą nikły zapach jego perfum.
poniedziałek, 5 listopada 2012
Rozdział 31: Oboje wszystko ignorowali
Gdy zamknęła dziennik, leżała na swoim łóżku i szukała na internecie jakiegoś ciekawego filmu, zamiast komedii romantycznej wybrała horror "Godzina pająków". Film nie był straszny, był nudny. Ciągle tylko pająki napadające na ludzi w daną godzinę zjadające ich i uciekające do swojej kryjówki. Oczywiście film skończył się nie inaczej jak to że pająki zostały zabite a ludzi szczęśliwi. Wiktoria postanowiła się wybrać na spacer. Była dopiero godzina wpół do czwartej więc słońce świeciło i było strasznie jasno, ale chłodno. Gdy dziewczyna się już ubrała, obrała kurs w stronę lasu. Jakoś nie wzruszyła się gdy słyszała ciche szelesty obok, czy za nią. Nie bała się w ogóle. Ciągle uważała że to zwierzęta leśne które sobie spacerują w tak piękną pogodę. Nie myliła się, zobaczyła sarenkę i lisa, gdy szła dalej prosto przed siebie. Wyszła na kolorowej a raczej złocistej polanie ponieważ wokół było pełno pomarańczowych, czerwonych i złotych liści. Prawie nie było widać trawy, pod tak grubą warstwą piękna. W oddali dostrzegła długie złamane drzewo, poszła w tamtym kierunku z zamiarem wypoczęcia. Gdy już siedziała patrzyła z zachwytem na polanę, mieniła się w słońcu, wyglądało to jak kawałek raju odcięty od ludzkości aby nie zniszczyli tego jak większości.Spojrzała na zegar w telefonie, była już godzina szósta wieczorem, trochę się zasiedziałą. Wstała i szła znów spacerkiem do doku, spokojnie, nigdzie się nie spiesząc. Ciągle, nieustannie wpatrywała się w piękny las, i jeszcze spadające liście. Czekał ją jeszcze spory kawałek drogi więc włożyła słuchawki do uszu i puściła swój ulubiony kawałek The Rolling Stones - You can't always get what you want. Odtwarzała tą piosenką gdy się skończyła parę razy, ale niestety już doszła do domu.
Gdy poszła do łazienki wziąść długą relaksującą kąpiel przyszedł Lucjusz. Bez problemu nie wiadomo jak otworzył drzwi i usiadł w salonie czekając na Wiktorię. Po czterdziestu minutach dziewczyna zeszła do kuchni by się napić soku pomarańczowego. Spojrzała na Lucjusza i rzuciła mu krótkie "cześć" po czym zupełnie go ignorując udała się do kuchni. Zabierając ze sobą sok i dwie szklanki bez słowa skierowała się do swojego pokoju na górze. Lucjusz poszedł za nią i usiadł także bez słowa obok niej na łóżku.
Oboje wszystko ignorowali, wszystko i siebie nawzajem. Tak jakby zupełnie nie istnieli.
środa, 31 października 2012
Rozdział 30: Kochany pamiętniczku
Niewyspana dziewczyna przeczytała wiadomość od przyjaciół, i poprawił jej się humor. Jako że był weekend, zamierzała wyjść na zakupy a gdy wróci postanowiła cały dzień spędzić w domu na oglądaniu jakichś komedii romantycznych. Gdy się odświeżyła i ubrała była już godzina dziesiąta. Wiktoria wyszła zamykając drzwi i skierowała się w stronę małego marketu, w którym zawsze były wszystkie potrzebne jej artykuły. Po drodze napotkała Annę, była strasznie przygnębiona ale Wiktoria nie zamierzała się z nią witać. Chciała jak najszybciej być w domu.Po godzinie wróciła z wszystkimi potrzebnymi rzeczami, do przetrwania kolejnego tygodnia. Gdy otworzyła ostatnią szafkę by włożyć do niej makaron wypadła mała różowo-brązowa książeczka. Od razu ją poznała, to był jej stary pamiętnik. Pisała w nim codziennie, dawno o niem zapomniała. Sądziła że się zgubił albo jej tata go wyrzucił. Usiadła na kanapę i otwierając zaczęła czytać:
" 2 październik 2005
Drogi pamiętniczku,
Dzisiaj byłam w szkole, i nie wiem dlaczego ale gdy zobaczyłam Karolka, coś zawirowało mi w brzuszku To było miłe i nieznane mi dotąd uczucie, chociaż raz się tak czułam jak tatuś kupił mi Teodora, tego wielkiego misia. Najgorsze było że gdy rozmawiałam z Karolkiem, podeszła do nas Martyna i pocałowała go!!! To straszne, nie lubię jej! Ona jest naprawdę okropna. Wszystko psuje, zepsuła mi nawet moje pióro, to ulubione z kotkiem i pieskiem. Ja już idę spać czekam na tatusia żeby powiedział mi "dobranoc", jutro muszę wcześnie wstać bo jedziemy do pani doktor.
Dobranoc, kochany pamiętniczku."
Wiktoria po przeczytaniu tego fragmentu, uśmiechnęła się i przypomniała sobie już teraz dużego Karolka. Chodzi on właśnie do szkoły muzycznej, pewnie jej już nie pamięta. Ale ona o nim także już dawno zapomniała. Kiedyś strasznie się przyjaźnili. Nie było tak bardzo głębokiej przyjaźni pomiędzy nikim. Znali się tak dobrze, byli jak dwie krople wody.
wtorek, 30 października 2012
Rozdział 29: Opętanie umysłu
Trudno pogodzić przyjaźń, zauroczenie, obowiązki i tą słabość do tej jedynej osoby. Wiktoria jednak radzi sobie z tym całkiem dobrze. Właśnie wybiera się na zabawę, którą sama zorganizowała z Michałem, pytanie: dlaczego nie z Lu? O tuz dlatego że Anna się w nim podkochuje, zaprosiła go na tę imprezę a Lucjusz nie wiedział że Wiktoria wybiera się na nią również więc się zgodził. Dziewczyna była wściekła na Anne, siebie i Lucjusza. Przecież Lucjusz wiedział że to ona jest główną organizatorką, więc według nie to chyba logiczne że ona także pójdzie. Mógł się przynajmniej zastanowić. Największą radość z owej sytuacji, posiadała Beata która na każdym kroku naśmiewała się z Wiktorii jaka to ona jest niezdarna że Lucjusz poszedł z Anna a nie z nią. Żółtooka strasznie się wściekła i pozostawiła całą zabawę na głowie Anny, a sama wyszła z hukiem z sali i skierowała się do domu. Przy czym bez informacji zostawiła swojego partnera, który wszystkich o nią wypytywał. Miała teraz wszystko gdzieś, była wściekła. Cała zrobiła się czerwona i gorąca, po chwili spojrzała w dół i zobaczyła krąg ognia który ją otaczał, nie przestraszyła się. Uznała że to jest naturalne i to nic takiego. Chciała jak najszybciej znaleźć się w domu i położyć. Gdy już dotarła, umyła się, przebrała i ostatnią rzecz którą zrobiła kładąc się do łóżka to wyłączenie ciągle wibrującego telefonu. Raz wyświetlał się numer Lucjusza a raz Michała, jednak zanim to zrobiła napisała do Michała sms'a o treści:
"Przepraszam że cię zostawiłam, ale źle się poczułam i wróciłam do domu, kiedyś ci to wynagrodzę, dziękuję i przepraszam".
Zeszła jeszcze do kuchni i zaparzyła sobie kubek gorącej zielonej herbaty, usłyszała dzwonek do drzwi. Poszła otworzyć i zobaczyła Lucjusza.
-Nic mi nie jest, daj mi spokój idź sobie. Chcę być sama-powiedziała i nie czekając na odpowiedz zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. Zabrała herbatę do swojego pokoju, położyła się i włączyła laptopa. Sprawdziła pocztę i wszystkie inne niezbędne strony internetowe. Gdy już skończyła, wygrzebała ze stoliku nocnego jakąś książkę którą znalazła po mamie i zaczęła czytać:
-"Widzisz to co wiesz"-przeczytała tytuł i otworzyła książkę-"Pierwszą podstawową zasadą jest zaklęcie opętanie umysłu, skupiasz się na danej osobie lub przedmiocie a następnie manipulujesz tym poprzez wypowiedzenie zaklęcia które brzmi: Ut mente meas volo, si homo in impuris cogitationibus quae feruntur tuis in te."-dziewczyna z trudem przeczytawszy owe zaklęcie zatrzasnęła księgę i wydłała sms'a do Sebastiana i Kaleni, miała nadzieję że jak najszybciej odpiszą.
"Przepraszam że cię zostawiłam, ale źle się poczułam i wróciłam do domu, kiedyś ci to wynagrodzę, dziękuję i przepraszam".
Zeszła jeszcze do kuchni i zaparzyła sobie kubek gorącej zielonej herbaty, usłyszała dzwonek do drzwi. Poszła otworzyć i zobaczyła Lucjusza.
-Nic mi nie jest, daj mi spokój idź sobie. Chcę być sama-powiedziała i nie czekając na odpowiedz zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. Zabrała herbatę do swojego pokoju, położyła się i włączyła laptopa. Sprawdziła pocztę i wszystkie inne niezbędne strony internetowe. Gdy już skończyła, wygrzebała ze stoliku nocnego jakąś książkę którą znalazła po mamie i zaczęła czytać:
-"Widzisz to co wiesz"-przeczytała tytuł i otworzyła książkę-"Pierwszą podstawową zasadą jest zaklęcie opętanie umysłu, skupiasz się na danej osobie lub przedmiocie a następnie manipulujesz tym poprzez wypowiedzenie zaklęcia które brzmi: Ut mente meas volo, si homo in impuris cogitationibus quae feruntur tuis in te."-dziewczyna z trudem przeczytawszy owe zaklęcie zatrzasnęła księgę i wydłała sms'a do Sebastiana i Kaleni, miała nadzieję że jak najszybciej odpiszą.
poniedziałek, 29 października 2012
Rozdział 28: Oświetlone księżycem
Obudziła się, było ciemno. Spojrzała na zegarek, godzina trzecia. Wiktoria była cała zimna, mokra i brudna. Nie wiedziała co się stało. Spojrzała na drzwi, zamknięte. Skierowała głowę w stronę okna i nie. Okno było otwarte na oścież a na parapecie były ciemne ślady rąk i stóp, oświetlone księżycem. Dziewczyna spostrzegła że cała pościel jest brudna i mokra. Wstała i poszła do łazienki, gdy spojrzała do lustra była przerażona. Nie wiedziała co się stało. Co zrobiła albo co ktoś zrobił. Przemyła twarz u łzawiące oczy, po czym bez zastanowienia weszła pod prysznic w ubraniach i dopiero tam zaczęła je ściągać. Większość była z każdej strony potargana. Gdy spłynął po niej strumień gorącej wody, poczuła ulgę. Ale po chwili na nadgarstku poczuła pieczenie i nie mogąc wytrzymać z bólu wyszła, sycząc coś spod prysznica i owinęła lewą rękę ręcznikiem. Gdy do odwinęła zobaczyła ranę. Na ranie widniało małe kółko a pod nim większe oba były skreślone jedną linią. Dziewczyna zawinęła rękę bandażem i poszła do swojego pokoju.
Już nie zasnęła, cały czas siedziała na kanapie i czytała książkę, a właściwie przez całe sześć godzin przeczytała dwie i pół strony, ponieważ odbiegała myślami do godziny trzeciej. Dlaczego ta godzina? Nie mogła to być czwarta? To drobiazg że to godzina szatana, ale tak naprawdę to nic, przecież już raz u niego była. Stała z nim twarzą w twarz, to nie trudne. Wszystko można logicznie ale fałszywie wyjaśnić tak aby nikt poza nią, nie wiedział co się działo. I co to za znak? Co on oznacza, i jak się stało że ona go ma? Te pytania krążyły Wiktorii po głowie nieustannie, przez co jej głowa strasznie ją bolała a dziewczyna była w tej chwili kłębkiem nerwów. Musiała dziś wrócić do szkoły. Za godzinę musiała się stawić w klasie chemicznej. Jej ulubiony przedmiot.
Do klasy weszła z ulgą bo wiedziała że pani Langer, bardzo ją lubi ponieważ zna zawsze na wszystko odpowiedz. Teraz nie było inaczej niż zwykle, Wiktoria głosiła się do wszystkich zadań i bez trudu je rozwiązywała. Gdy zadzwonił dzwonek do Wiktorii podeszła od razu Anna.
-Cześć, długi czas cię nie było co jest z tą imprezą ona jest za trzy dni?-wydukała uśmiechnięta Anna, jednym tchem.
-Jutro zrobimy dekoracje na sali i będzie spokój, a no i wybierz ładną sukienkę musimy wszystko nadzorować, wiem że to impreza dla rady i tak dalej ale możesz zabrać partnera jeśli chcesz.
-Świetnie, mam jakąś sukienkę ale najpiękniejsza nie jest. Wiem kogo zabiorę-powiedziała i puściła oczko Wiktorii.
-Spotkamy się jutro po lekcjach przed salą, do zobaczenia-odparła i odeszła.
-Do zobaczenia.
Wiktoria usiadła w ławce, Lucjusza jeszcze nie było. Teraz miała WOS, nienawidziła tej lekcji. Była tak strasznie nudna. Przez całe czterdzieści pięć minut, słuchania kobiety która nie ma pojęcia o czym mówi. Po paru minutach doszedł Lucjusz. Uśmiechnął się na widok Wiktorii.
-Cześć-odparł z uśmiechem.
-Hej, słuchaj mam do ciebie pytanie.
-Tak?-powiedział z jeszcze większym uśmiechem.
-Pójdziesz ze mną na tę imprezę która jest za trzy dni?-zapytała a chłopakowi mina zrzedła. Dziewczyna posmutniała ponieważ podejrzewała że już ma zamiar odmówić. Lucjusz już otworzył usta żeby coś powiedzieć ale do sali weszła nauczycielka.
Już nie zasnęła, cały czas siedziała na kanapie i czytała książkę, a właściwie przez całe sześć godzin przeczytała dwie i pół strony, ponieważ odbiegała myślami do godziny trzeciej. Dlaczego ta godzina? Nie mogła to być czwarta? To drobiazg że to godzina szatana, ale tak naprawdę to nic, przecież już raz u niego była. Stała z nim twarzą w twarz, to nie trudne. Wszystko można logicznie ale fałszywie wyjaśnić tak aby nikt poza nią, nie wiedział co się działo. I co to za znak? Co on oznacza, i jak się stało że ona go ma? Te pytania krążyły Wiktorii po głowie nieustannie, przez co jej głowa strasznie ją bolała a dziewczyna była w tej chwili kłębkiem nerwów. Musiała dziś wrócić do szkoły. Za godzinę musiała się stawić w klasie chemicznej. Jej ulubiony przedmiot.
Do klasy weszła z ulgą bo wiedziała że pani Langer, bardzo ją lubi ponieważ zna zawsze na wszystko odpowiedz. Teraz nie było inaczej niż zwykle, Wiktoria głosiła się do wszystkich zadań i bez trudu je rozwiązywała. Gdy zadzwonił dzwonek do Wiktorii podeszła od razu Anna.
-Cześć, długi czas cię nie było co jest z tą imprezą ona jest za trzy dni?-wydukała uśmiechnięta Anna, jednym tchem.
-Jutro zrobimy dekoracje na sali i będzie spokój, a no i wybierz ładną sukienkę musimy wszystko nadzorować, wiem że to impreza dla rady i tak dalej ale możesz zabrać partnera jeśli chcesz.
-Świetnie, mam jakąś sukienkę ale najpiękniejsza nie jest. Wiem kogo zabiorę-powiedziała i puściła oczko Wiktorii.
-Spotkamy się jutro po lekcjach przed salą, do zobaczenia-odparła i odeszła.
-Do zobaczenia.
Wiktoria usiadła w ławce, Lucjusza jeszcze nie było. Teraz miała WOS, nienawidziła tej lekcji. Była tak strasznie nudna. Przez całe czterdzieści pięć minut, słuchania kobiety która nie ma pojęcia o czym mówi. Po paru minutach doszedł Lucjusz. Uśmiechnął się na widok Wiktorii.
-Cześć-odparł z uśmiechem.
-Hej, słuchaj mam do ciebie pytanie.
-Tak?-powiedział z jeszcze większym uśmiechem.
-Pójdziesz ze mną na tę imprezę która jest za trzy dni?-zapytała a chłopakowi mina zrzedła. Dziewczyna posmutniała ponieważ podejrzewała że już ma zamiar odmówić. Lucjusz już otworzył usta żeby coś powiedzieć ale do sali weszła nauczycielka.
piątek, 26 października 2012
Rozdział 27: Trzeba mieć tą ludzką, beznadziejną nadzieję
Obudził ją dźwięk dzwoniącego telefonu, Wiktoria niechętnie wstała i odebrała.
-Słucham-powiedziała prawie bezgłośnie do telefonu.
-Wiktoria?-usłyszała zaniepokojony głos Lucjusza-co się z tobą dzieje? Stoję przed twoim domem z jakieś piętnaście minut.
-Zaraz zejdę i otworzę-rozłączyła się. Była w fatalnym stanie nic się jej nie chciało, była załamana po odjeździe swoich przyjaciół. Zeszła na dół i otworzyła drzwi zapraszając Lucjusza. Nie odezwała się ani słowem poszła do swojego pokoju, a a nią powędrował Lucjusz gdy weszli Wiktoria rzuciła się na łóżko a on usiadł obok niej i słyszał jak łka.
-Sebastian i Kaleni wrócili do domu, tak?-zapytał delikatnym głosikiem. Dziewczyna tylko pokiwała znacząco głową i zakryła ją poduszką.
-Jak to jest?-zapytał po chwili chłopak.
-Ale co?-Wiktoria na niego spojrzała.
-Nigdy nie byłem w takiej sytuacji jak ty, a żyje już nie co długo. Jak to jest być tobą? Jak ty potrafisz to pogodzić?-wyjaśnił a ona usiadła na przeciw niego i spojrzała mu prosto w oczy. Chłopak miał wrażenie że zagląda do jego głębi, wyglądała jakby zupełnie nic nie wiedziała.
-Nie każdy jest fałszywy, i "ta osoba" po prostu jest stracona w twoich oczach oraz moich, ona tego nie wie. Ale jakbyś szukała wsparcia, to wiesz że zawsze możesz polegać na mnie-przybliżył się i pogłaskał ją po ramieniu-zawsze masz mnie, Cyntie oraz Cypirana. Na możesz powiedzieć wszystko, bez wyjątku-dziewczyna uśmiechnęła się do niego lekko i poszła do kuchni, ponieważ odczuła lekki głód. Zrobiła parę kanapek i zaparzyła dwa kupki zielonej herbaty. Jeden podała Lucjuszowi, talerzyk położyła na woje łóżko a swój kubek trzymała w ręce.
-Częstuj się-powiedziała uśmiechając się.
-Nie dziękuję, nie jestem głodny. Ale muszę iść jest już trochę późno, a muszę iść z Cyprianem załatwić pewną sprawę. Wiktoria pożegnała się z Lucjuszem i gdy wyszedł, wróciła do swojego pokoju i zaczęła konsumować kanapki. Połowa została i odniosła je do kuchni, gdy wróciła do pokoju skierowała się do łazienki aby wziąść długą relaksującą kąpiel.
-Słucham-powiedziała prawie bezgłośnie do telefonu.
-Wiktoria?-usłyszała zaniepokojony głos Lucjusza-co się z tobą dzieje? Stoję przed twoim domem z jakieś piętnaście minut.
-Zaraz zejdę i otworzę-rozłączyła się. Była w fatalnym stanie nic się jej nie chciało, była załamana po odjeździe swoich przyjaciół. Zeszła na dół i otworzyła drzwi zapraszając Lucjusza. Nie odezwała się ani słowem poszła do swojego pokoju, a a nią powędrował Lucjusz gdy weszli Wiktoria rzuciła się na łóżko a on usiadł obok niej i słyszał jak łka.
-Sebastian i Kaleni wrócili do domu, tak?-zapytał delikatnym głosikiem. Dziewczyna tylko pokiwała znacząco głową i zakryła ją poduszką.
-Jak to jest?-zapytał po chwili chłopak.
-Ale co?-Wiktoria na niego spojrzała.
-Nigdy nie byłem w takiej sytuacji jak ty, a żyje już nie co długo. Jak to jest być tobą? Jak ty potrafisz to pogodzić?-wyjaśnił a ona usiadła na przeciw niego i spojrzała mu prosto w oczy. Chłopak miał wrażenie że zagląda do jego głębi, wyglądała jakby zupełnie nic nie wiedziała.
-Tak po prostu zaczynasz mieć wrażenie podobne jak "ktoś". I ono jest chyba zdecydowanie, naprawdę, realistycznie prawdziwe, tak ta prawda jest strasznie bolesna ale niestety szczera. Nie ma osoby która byłaby tak bezużytecznie potrzebna jak w tej chwili. No może jest jedna ale "ta osoba" nie zdaje sobie z tego sprawy i ma to gdzieś, zastępuje cie tak po prostu jak jakąś starą bezużyteczną lalkę. Tyle ludzi w okół potrafi dostrzec to czego nie potrafi "ta osoba", ale oni nie mogą w żaden sposób pomóc. Dlaczego? Bo są szarymi, fałszywymi i tak samo zadumanymi w innych jak "ta osoba". Potrafią dostrzec problem ale nie potrafią go usunąć lub chociaż pomóc, wesprzeć czy zawalczyć. Jedyne co teraz pozostaje to być, kimś innym i nie okazywać słabości których jesteś pełen oraz starać się odzyskać to co posiadałeś kiedyś, to co odebrał ci ten kolejny poziom w życiu czyli "przetrwanie". No i jeszcze kolejną opcją jest czekanie w nadziei na coś co pewnie się nie wydarzy ale zawsze trzeba mieć tą ludzką, beznadziejną nadzieję.-mówiła wyraźnie, bez zastanowienia, lekko ściszonym głosem. Chłopak wpatrywał się w nią ze zdumieniem. Nigdy nie słyszał czegoś takiego, nie słyszał takiej teorii myślenia nikogo.
-Nie każdy jest fałszywy, i "ta osoba" po prostu jest stracona w twoich oczach oraz moich, ona tego nie wie. Ale jakbyś szukała wsparcia, to wiesz że zawsze możesz polegać na mnie-przybliżył się i pogłaskał ją po ramieniu-zawsze masz mnie, Cyntie oraz Cypirana. Na możesz powiedzieć wszystko, bez wyjątku-dziewczyna uśmiechnęła się do niego lekko i poszła do kuchni, ponieważ odczuła lekki głód. Zrobiła parę kanapek i zaparzyła dwa kupki zielonej herbaty. Jeden podała Lucjuszowi, talerzyk położyła na woje łóżko a swój kubek trzymała w ręce.
-Częstuj się-powiedziała uśmiechając się.
-Nie dziękuję, nie jestem głodny. Ale muszę iść jest już trochę późno, a muszę iść z Cyprianem załatwić pewną sprawę. Wiktoria pożegnała się z Lucjuszem i gdy wyszedł, wróciła do swojego pokoju i zaczęła konsumować kanapki. Połowa została i odniosła je do kuchni, gdy wróciła do pokoju skierowała się do łazienki aby wziąść długą relaksującą kąpiel.
środa, 17 października 2012
Rozdział 26: Dziękuję ci za wszystko
Siedzieli na kanapie i bawili się z Chackim. Za niedługo po Wiktorię powinni przyjechać Sebastian i Kaleni.
-Chcesz coś do picia?-zapytał chłopak.
-Wiesz możesz mi nalać wody.
-Dobra, w takim razie zaraz wracam-odparł i zniknął za czarnymi drzwiami. Wrócił po kilku minutach trzymając w dłoniach dwie wysokie szklanki napełnione do pełna wodą.
-Dziękuje.
-Nie ma za co-siadając przybliżył się do niej. Odgarnął jej włosy z policzka i nachylił się ku jej szyi. Dziewczyna czuła jego oddech, na jej skórze pojawiły się lekkie ciarki. Chłopak to wyczuł i odsunął się od niej trochę.
-Ja pójdę spakować swoje rzeczy, żeby nie musieli na mnie czekać-wstała i nie czekając na odpowiedz Lu, poszła do pokoju.
Gdy spakowała wszystkie rzeczy, zabrała torbę i zeszła na dół gdzie siedzieli już Sebastian i Kaleni.
-Cześć-powiedziała Wiktoria i przytuliła się na przywitanie z przyjaciółmi.
-Jak się czujesz? Gotowa?-zapytała szybko Kaleni a Sebastian zabrał torbę Wiktorii.
-Dobrze, tak jestem gotowa do powrotu. Idźcie już do samochodu ja zaraz do was dojdę-oboje posłuchali żółtookiej i już ich nie było.
-Do zobaczenia-odparł chłopak nieco ponuro.
-Dziękuję ci za wszystko. Do zobaczenia-podeszła do niego bliżej i musnęła jego policzek. Lucjusz strasznie się zdziwił, ale bardzo mu się to spodobało.
Wiktoria wraz z przyjaciółmi siedzieli w salonie, oglądając nudny program w telewizji.
-Wiki, my musimy jutro rano wrócić do domu-zaczęła Kaleni.
-Co?-odparła i mina jej spochmurniała.
-Byliśmy dwa dni dłużej i moja mam już do mnie dzwoniła.
-Dobrze. Ale dzisiejszy dzień musimy wykorzystać-cała trójka się uśmiechnęła a następnie wyszli na spacer wraz z Chackim.
Dzień minął przyjaciołom bardzo przyjemnie, byli w parku, mieście i w domu. Ciągle się śmiali i wygłupiali. Był to najlepszy dzień w ich życiu ale niestety, musieli się rozstać za parę godzin. Zasnęli na kanapie przy włączonym telewizorze.
Gdy się obudzili była dziewiąta. Sebastian i Kaleni spakowali i wrzucili swoje rzeczy do samochodu mamy Kaleni. Pożegnali się z Wiktorią i odjechali, dziewczynie spłynęło po policzku parę łez. Poszła do swojego pokoju i zasnęła, bez względu na tak wczesną porę.
-Chcesz coś do picia?-zapytał chłopak.
-Wiesz możesz mi nalać wody.
-Dobra, w takim razie zaraz wracam-odparł i zniknął za czarnymi drzwiami. Wrócił po kilku minutach trzymając w dłoniach dwie wysokie szklanki napełnione do pełna wodą.
-Dziękuje.
-Nie ma za co-siadając przybliżył się do niej. Odgarnął jej włosy z policzka i nachylił się ku jej szyi. Dziewczyna czuła jego oddech, na jej skórze pojawiły się lekkie ciarki. Chłopak to wyczuł i odsunął się od niej trochę.
-Ja pójdę spakować swoje rzeczy, żeby nie musieli na mnie czekać-wstała i nie czekając na odpowiedz Lu, poszła do pokoju.
Gdy spakowała wszystkie rzeczy, zabrała torbę i zeszła na dół gdzie siedzieli już Sebastian i Kaleni.
-Cześć-powiedziała Wiktoria i przytuliła się na przywitanie z przyjaciółmi.
-Jak się czujesz? Gotowa?-zapytała szybko Kaleni a Sebastian zabrał torbę Wiktorii.
-Dobrze, tak jestem gotowa do powrotu. Idźcie już do samochodu ja zaraz do was dojdę-oboje posłuchali żółtookiej i już ich nie było.
-Do zobaczenia-odparł chłopak nieco ponuro.
-Dziękuję ci za wszystko. Do zobaczenia-podeszła do niego bliżej i musnęła jego policzek. Lucjusz strasznie się zdziwił, ale bardzo mu się to spodobało.
Wiktoria wraz z przyjaciółmi siedzieli w salonie, oglądając nudny program w telewizji.
-Wiki, my musimy jutro rano wrócić do domu-zaczęła Kaleni.
-Co?-odparła i mina jej spochmurniała.
-Byliśmy dwa dni dłużej i moja mam już do mnie dzwoniła.
-Dobrze. Ale dzisiejszy dzień musimy wykorzystać-cała trójka się uśmiechnęła a następnie wyszli na spacer wraz z Chackim.
Dzień minął przyjaciołom bardzo przyjemnie, byli w parku, mieście i w domu. Ciągle się śmiali i wygłupiali. Był to najlepszy dzień w ich życiu ale niestety, musieli się rozstać za parę godzin. Zasnęli na kanapie przy włączonym telewizorze.
Gdy się obudzili była dziewiąta. Sebastian i Kaleni spakowali i wrzucili swoje rzeczy do samochodu mamy Kaleni. Pożegnali się z Wiktorią i odjechali, dziewczynie spłynęło po policzku parę łez. Poszła do swojego pokoju i zasnęła, bez względu na tak wczesną porę.
wtorek, 16 października 2012
Rozdział 25: I że cię
-Gdy moja mama, rzekomo zginęła wiedziała że będę posiadła moc, zostawiła mnie z tym samą. Nie wiedziałam a raczej nie potrafiłam zapanować nad mocą, ciągle zrobiłam coś nie tak. Co noc śni mi się ten sam koszmar, ktoś kto próbuje mi ją odebrać. Wydaje mi się że jestem z kimś połączona ale nie wiem z kim. To zaklęcie które wczoraj wypowiedziałam, to ja nawet nie wiem skąd ja to znam! Ona wiedziała że potrzebuję kogoś do nauki, jedyne co jeszcze jest dla mnie dziwne to jakim cudem ona jest wampirem i czarownicom, tak nie wolno ona powinna być martwa po ugryzieniu wampira. Chyba że sprawiła by bariera pomiędzy różniącymi się istotami magicznymi zniknęła- chłopak ani raz na nią nie spojrzał-błagam powiedz coś-odparła rozpaczliwym tonem, i po jej policzku spłynęła łza.-Dlaczego nie powiedziałaś mi od razu?-zapytał spokojnym lecz ustatkowanym tonem.
-Co ci miałam powiedzieć? Cześć, jestem Wiktoria! Jestem czarownicą która nic nie potrafi bo jej egoistyczna matka porzuciła ja lata temu maskując swoją śmierć i przemieniając się w wampira-po policzkach zaczęło spływać jej coraz więcej łez.
-Nawet to by wystarczyło-dziewczyna rozpłakała się jeszcze mocniej, a Lucjusz usiadł obok niej i przytulił ją do siebie-teraz masz twoich przyjaciół i..-zagwizdał-Chackiego-po kilkunastu sekundach na łóżku pojawił się czworonożny przyjaciel Wiktorii, strasznie się ucieszyła widząc go po tak długim śnie.
-I mam ciebie-pocałowała go w policzek i zaczęła bawić się z Chackim-możemy iść razem na spacer?
-Jasne tylko się ubierz w szafie jest parę twoich ubrań, Kaleni i Sebastian je przywieźli.
Po dwudziestu minutach dziewczyna stała już wraz z Chackim przed drzwiami wyczekując Lucjusza. Kaleni i Sebastian pojechali do domu i mieli przyjechać trochę później aby odebrać Wiktorie.
-Wiesz, strasznie się ciesze że się tutaj przeprowadziłam-powiedziała po chwili milczenia.
-Ja też.
-I że cię poznałam.
-I że ja mogłem siedzieć z tobą na lekcjach.
-I że mam Chackiego!-pokazała język Lucjuszowi i zaczęła biec wraz z Chackim przed siebie. Zatrzymała ją kobieta, a dokładniej jej matka która stała kilka metrów od niej, po chwili przed nią stanął Lucjusz.
-Kochanie!-powiedziała jej matka.
-Czego chcesz?-powiedziała wściekła Wiktoria.
-Tak dawno cię nie widziałam! Stęskniłam się za tobą-odpowiedziała i zrobiła parę kroków do przodu.
-Mogłaś o tym pomyśleć zanim zamieniłaś się w wampira i uciekłaś ode mnie i od taty. Błagam, zostaw mnie-krzyknęła i rzuciła w jej kierunki kule jasnych iskier, które odrzuciły jej matkę do tyłu. Po paru sekundach jej matka bez słowa zniknęła.
-Wracajmy już-odparła i chwyciła za rękę Lucjusza.
Rozdział 24: Iskierki światła
Siedzieli razem wtuleni w siebie, od dawna oboje szukali wzajemnego wsparcia. Chłopak nie potrafił przestać myśleć o siostrze która zamierza go odwiedzić, a dziewczyna boi się tego czego nie wie on.
-Zaczekaj tu-powiedział i zerwał się z kanapy.
-Co się stało?
-Chyba coś słyszałem-już go nie było. Wiktoria nie wiedziała co ma robić, zrobiło się jej zimno a na jej skórze pojawiła się gęsia skórka.
-Lu?-powiedziała przytłoczonym głosem. Nie usłyszała odpowiedzi. Wstała i gdy dochodziła do drzwi coś rzuciło ją na podłogę. Spojrzała w górę a tam zobaczyła twarz jakiegoś mężczyzny, chciała wstać ale ten jej to uniemożliwił. Po kilku sekundach pojawił się Lucjusz, trzymał w swoim ręku kołek. Chciał go wbić w nieznaną postać ale mężczyzna był szybszy i przystawił kołek do serca Lucjusza. Wiktoria skupiła się i wstała i zaczęła iść w ich kierunku. Jej oczy zaczęły się świecić, z jej ust także wypadały iskierki światła. Jej dłonie był wypełnione blaskiem, Lucjusz patrzył się na nią ze zdziwieniem, widział w niej anioła. Mężczyzna się wystraszył i odstąpił krok do tyłu. Wtem Wiktoria skierowała całą świetlistą moc na nieznajomego, co rzuciło go na ziemię i wchłonęło. Jej medalion w kształcie kruka, który miała na szyi zaczął się świecić. Wyczerpana dziewczyna upadła z hukiem na ziemię i straciła przytomność.
Obudziła się w pokoju o zielonych ścianach, nigdy nie widziała jeszcze tego pokoju, nie wiedziała gdzie jest. Rozejrzała się i obok siebie zobaczyła Kaleni oraz Lucjusza.
-Lucjusz? Kaleni?-wychrypiała.
-Obudziła się-przyjaciółka zerwała się na równe nogi i podbiegła do wielkiego łoża-jak się czujesz?
-Dobrze, czy to co zrobiłam to prawda?-zapytała spoglądając na przygnębionego Lucjusza.
-Tak-odparł i wyszedł z pokoju.
-Co mu jest?-zapytała cicho.
-Jest na siebie zły, uważa że to przez niego byłaś tyle czasu nieprzytomna. Mówił coś o tym że on powinien pokonać tego chłopaka a nie ty powinnaś bronic jego.
-Ile spałam?-Kaleni wręczyła przyjaciółce kubek z gorącą herbatą.
-Cztery dni. Była tu twoja matka. Mówiła że czuła jak używasz mocy, chłopcy nie pozwolili jej wejść-odparła i przytuliła się do przyjaciółki-tak się o ciebie martwiliśmy.
-Mogłabyś zawołać Lucjusza a trochę później Sebastiana?-zapytała z wdzięcznością, ponieważ wiedziała że przyjaciółka się zgodzi.
-Jak skończycie to daj znać, dobra?- Wiktoria kiwnęła głową a Kaleni wyszła. Po kilku minutach pojawił się Sebastian.
-Cześć, młoda-odparł i przytulił ją mocno.
-Hej, a gdzie Lucjusz?-chłopak uśmiechnął się.
-Powiedział że przyjdzie jak zostaniesz sama.
-Aha, dobra.
-Jak się czujesz? Jesteś strasznie dzielna. Wiesz że nie możesz używać tak wielkiej ilości mocy-dziewczyna popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
-Kaleni potrafi szczegółowo opowiadać-oboje wybuchnęli śmiechem.
-Kaleni..-westchnęła-czuję się dobrze. Nie mogę ale musiałam, on mógł zabić Lucjusza. Jak widzisz nic mi się nie stało-dotknęła klatki piersiowej gdzie powinien znajdować się jej naszyjnik którego w dotyku nie wyczuła-gdzie mój wisior?-zapytała z niepokojem.
-Lucjusz go ma, lepiej już po niego pójdę-pocałował przyjaciółkę w policzek i zszedł na dół. Po kilkudziesięciu sekundach w pokoju pojawił się Lucjusz a w ręku trzymał naszyjnik Wiktorii.
-Lu! Nawet nie wiesz jak jestem ci wdzięczne-sięgnęła po naszyjnik jednakże chłopak wycofał rękę-mógłbyś mi go oddać?
-Pod warunkiem że powiesz mi o co w tym wszystkim do cholery chodzi i kim ty jesteś.
Obudziła się w pokoju o zielonych ścianach, nigdy nie widziała jeszcze tego pokoju, nie wiedziała gdzie jest. Rozejrzała się i obok siebie zobaczyła Kaleni oraz Lucjusza.
-Lucjusz? Kaleni?-wychrypiała.
-Obudziła się-przyjaciółka zerwała się na równe nogi i podbiegła do wielkiego łoża-jak się czujesz?
-Dobrze, czy to co zrobiłam to prawda?-zapytała spoglądając na przygnębionego Lucjusza.
-Tak-odparł i wyszedł z pokoju.
-Co mu jest?-zapytała cicho.
-Jest na siebie zły, uważa że to przez niego byłaś tyle czasu nieprzytomna. Mówił coś o tym że on powinien pokonać tego chłopaka a nie ty powinnaś bronic jego.
-Ile spałam?-Kaleni wręczyła przyjaciółce kubek z gorącą herbatą.
-Cztery dni. Była tu twoja matka. Mówiła że czuła jak używasz mocy, chłopcy nie pozwolili jej wejść-odparła i przytuliła się do przyjaciółki-tak się o ciebie martwiliśmy.
-Mogłabyś zawołać Lucjusza a trochę później Sebastiana?-zapytała z wdzięcznością, ponieważ wiedziała że przyjaciółka się zgodzi.
-Jak skończycie to daj znać, dobra?- Wiktoria kiwnęła głową a Kaleni wyszła. Po kilku minutach pojawił się Sebastian.
-Cześć, młoda-odparł i przytulił ją mocno.
-Hej, a gdzie Lucjusz?-chłopak uśmiechnął się.
-Powiedział że przyjdzie jak zostaniesz sama.
-Aha, dobra.
-Jak się czujesz? Jesteś strasznie dzielna. Wiesz że nie możesz używać tak wielkiej ilości mocy-dziewczyna popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
-Kaleni potrafi szczegółowo opowiadać-oboje wybuchnęli śmiechem.
-Kaleni..-westchnęła-czuję się dobrze. Nie mogę ale musiałam, on mógł zabić Lucjusza. Jak widzisz nic mi się nie stało-dotknęła klatki piersiowej gdzie powinien znajdować się jej naszyjnik którego w dotyku nie wyczuła-gdzie mój wisior?-zapytała z niepokojem.
-Lucjusz go ma, lepiej już po niego pójdę-pocałował przyjaciółkę w policzek i zszedł na dół. Po kilkudziesięciu sekundach w pokoju pojawił się Lucjusz a w ręku trzymał naszyjnik Wiktorii.
-Lu! Nawet nie wiesz jak jestem ci wdzięczne-sięgnęła po naszyjnik jednakże chłopak wycofał rękę-mógłbyś mi go oddać?
-Pod warunkiem że powiesz mi o co w tym wszystkim do cholery chodzi i kim ty jesteś.
Rozdział 23: Nie mów słów których będziesz później żałował
-Chodźmy już-powiedziała nadal się czerwieniąc.-Jasne-chłopak wrzucił okład do bagażnika samochodu i dogonił Wiktorie która już była parę metrów dalej.
-Jesteśmy-odparła dziewczyna wchodząc do wody.
-I co, lepiej?-zapytał Sebastian.
-Tak, o wiele-podkreśliła ostatnie słowo i spojrzała na Lucjusza który się do niej uśmiechnął.
-To co możemy grac?-Kaleni ruszyła znacząco brwiami po słowach Cypriana.
-Jasne, Kaleni coś nie tak? Oczy cię bolą bo tak dziwnie się patrzysz.
-Nie, wszystko jest dobrze. Grajmy.
-Wiktoria!- krzyknął Lucjusz i szybko do niej skoczył przybliżył usta do jej ucha i szepnął-tam jest twój tata z jakąś kobietą. Wiktoria spojrzała w stronę, którą wskazywał Lu i szybkim pędem wybiegła z wody do samochodu. Chłopak powiedział żeby Cyprian zawiózł dziewczynę do niego. Wszyscy wraz z Chackim wsiedli do samochodu po paru minutach.
-Słuchajcie Cyprian zawiezie was do domu a ja wysiądę u Lucjusza, pilnujcie Chackiego dobrze?-Wiktoria była strasznie zdenerwowana, cała się trzęsła. Po kilkunastu minutach byli już pod domem Lucjusza, Dziewczyna i chłopak zabierając swoje rzeczy wysiedli i weszli do wielkiego domu.
-Niesamowicie, tutaj jest-zauważyła Wiktoria.
-Dzięki, wiesz kto tam był?
-Mój tata i moja ciocia Karolina, ona mieszka w Harmons więc nic dziwnego że się spotkali ale dlaczego tam?-żółtooka kręciła się w kółko po salonie Lucjusza.
-Wiesz, to jezioro jest całkiem niedaleko domu w którym widziałaś swoją matkę-chłopak usiadł na kanapie i wpatrywał się w dziewczynę jak w diament.
-Ale dlaczego tam była ciocia Karolina a nie moja matka?-chłopak wstał i zaprowadził dziewczynę do pokoju z szarymi ścianami, było na nich pełno fotografii. Zauważyła że na większości jest on z dwoma kobietami i trzema mężczyznami.
-To moja mama-pokazał wskazując blondynkę widniejącą na jednym ze zdjęć-to moja siostra i mój tata. A reszta to moi bracia. Oni wszyscy poza moją siostrą nie żyją.
-Przykro mi-odparła i przytuliła go lekko.
-Mnie też. Tylko mi jest przykro że nie powstrzymałem tej wrednej..
-Nie mów słów których będziesz później żałował-powiedziała zakrywając mu usta.
poniedziałek, 15 października 2012
Rozdział 22: Codziennie jest coraz gorzej i staczam się niżej.

Usłyszały dzwonek do drzwi, wstały i poszły otworzyć, po chwili dołączył do nich Sebastian.
-Cześć, gotowi?-zapytał Lucjusz.-Tak, już idziemy.Cała piątka wraz z Chackim wsiedli do samochodu i ruszyli. Piesek trochę warczał na Cypriana i Lucjusza, oni także nie darzyli go sympatiom. Wiktoria uspokoiła swojego czarnego pupila i po kilkunastu minutach byli już na miejscu.-Dobra, to kto ostatni w jeziorze ten sprząta przed wyjazdem-krzyknęła Wiktoria i pozostawiając na sobie tylko kostium wraz z Chackim ruszyli biegiem do jeziora. Ostatni wskoczyli Lucjusz i Sebastian. Lucjusz ciągle kręcił się przy Wiktorii nie dając jej ani chwili spokoju. Kaleni chciała z nią porozmawiać więc poprosiła chłopaków żeby na chwile im nie przeszkadzali i wyciągnęła Wiktorie do lasu. Wiktoria była odrobinę zaniepokojona ponieważ wydawało jej się że widzi coś, ale nie wiedziała co.-Wiesz, nie wiem jak to wszystko ogarnąć. Ciągle coś widzę, wariuję. Codziennie jest coraz gorzej i staczam się niżej. Zaczynam się bać wszystkiego co jutro się zdarzy. Tak trudno to zrozumieć ale nie potrafię nie myśleć o mojej matce. Jak ona to zrobiła przecież nie może być dwoma postaciami w jednym ciele-powiedziała Wiktoria, rozglądając się wokół-to mnie zbyt przytłacza.
-Nie martw się. Masz mnie, Sebastiana, Chackiego i Lucjusza.
-O czym ty mówisz?-zapytała spoglądając na nią z niewiadomą.
-Przestań! Widzę jak on na ciebie patrzy, jest w tobie zakochany po uszy.
-Nie! Przestań, nie krzycz tak-Wiktoria z obawą że chłopak to usłyszy uciszyła przyjaciółkę-wracajmy już.
Dziewczyny poszły w stronę jeziora.
-Jesteśmy-powiedziały równocześnie gdy dotarły do chłopaków.
-Dobra świetnie chodźmy wszyscy popływać-zaproponował Sebastian-weźmy piłkę którą chłopaki zabrali.
-Możemy-Kaleni uśmiechnęła się i pociągnęła Wiktorie za sobą do wody. Wiktoria wpatrywała się w niesamowitą sylwetkę Lucjusza. Dopiero teraz zauważyła jego sportową figurę, nagle coś uderzyło ją mocno w głowę i dziewczyna przewróciła się do wody na plecy.
-Jeny Wika! Przepraszam, nie chciałem-powiedział Cyprian podchodząc do poszkodowanej i obolałej dziewczyny.
-Spoko, nic mi nie jest-powiedziała chwytając rękę którą podał jej chłopak.
-Idź z Lucjuszem do samochodu. W bagażniku powinny być okłady, zimne.
-Nic mi nie jest-powtórzyła trzymając się za głowę.
-Idź Wika! Nic ci to nie szkodzi-powiedział Sebastian a Lucjusz podszedł do dziewczyny, chwycił ją za rękę i pociągnął w stronę wozu.
-Przykro mi że musisz znosić moje towarzystwo-powiedział gdy byli już w drodze do samochodu.
-O czym ty mówisz? świetnie się z wami wszystkimi bawię-powiedziała i uśmiechnęła się. Starała się na niego nie patrzeć, chociaż nie wychodziło jej to zbyt dobrze. Stanęli przed samochodem i otworzyli bagażnik. Gdy Wiktoria zobaczyła co w nim jest odstąpiła krok do tyłu.
-Czy to jest..-powiedziała a Lucjusz dokończył za nią.
-Krew.
-Aha, a te okłady?-zapytała starając się pominąć fakt co jest w tym samochodzie.
-Tutaj-powiedział i podał Wiktorii zimny okład który wyciągnął z boku samochodu.
-Wiesz, jesteś naprawdę śliczna-dziewczyna zaczerwieniła się i odwróciła wzrok. Chłopak przybliżył usta do niej usta i lekko musnął jej policzek.
niedziela, 14 października 2012
Rozdział 21: Boję się że on o tym wie
-Co powiecie na to żebyśmy pojechali nad jezioro?-powiedział Sebastian, uśmiechając się.
-Jakie jezioro?-zapytała Kaleni.
-Kilka kilometrów stąd jest spore jezioro, a dziś jak widać jest i będzie ciepło więc możemy sobie popływać-wyrecytował jak wierszyk którego uczył się tydzień.
-Wiesz to dobry pomysł. Przynajmniej trochę zwiedzimy, zbierajmy się!-krzyknęła uśmiechnięta Wiktoria i cała trójka razem z pupilkiem Wiktorii poszli się spakować.
-Jest jeden problem-powiedział Sebastian gdy już wszyscy zeszli na dół.
-Jaki?-zapytała Wiktoria.
-No wiesz, jak tam dojedziemy?-dziewczyna uderzyła ręką w czoło.
-Wiem!-krzyknęła po chwili-Cyprian może nas podwieźć, mój kolega.
-Dobra to dzwoń.
Wiktoria zadzwoniła do Lucjusza, ponieważ nie znała numeru od jego przyjaciela. Po chwili usłyszała znajomy głos.
-Cześć, Lucjusz!-rzekła ze sztucznym uczuciem.
-Witaj, Wiktorio.
-Mam prośbę, czy Cyprian mógłby podwieźc mnie i moich przyjaciół nad jezioro?-zapytała piskliwym głosickiem.
-Jasne, jestem z nim teraz a możemy być tam z wami? Cyntia pojechała do przyjaciółki i nie będzie jej przez kilka dni-powiedział a dziewczyna zakryła słuchawkę i zapytała się przyjaciół, którzy bez zastanowienia się zgodzili.
-Dobra, będziecie u mnie za dziesięć minut?
-Jasne, chociaż może krócej, do zobaczenia-powiedział i rozłączył się.
-Będą tutaj za chwilę-odparła niechętnie Wiktoria.
-Świetnie. Ja się pójdę napić-Sebastian poszedł do kuchni a Wiktoria opadła zrezygnowana na kanapę.
-Co cię gryzie? Tylko szczerze-powiedziała Kaleni.
-Bo wiesz, Lucjusz jest naprawdę fajny. Ale strasznie boję się że on o tym wie i że tylko dlatego chcę się ze mną zaprzyjaźnić.
-Daj spokój, dowiemy się dziś ja wszystko potrafię wykryć. dobrze o tym wiesz.
Usłyszały dzwonek i obie wstały podchodząc do drzwi.
czwartek, 11 października 2012
Rozdział 20: Mam dziwne koszmary
-Wróciliśmy!-krzyknęła Kaleni zatrzaskując za sobą drzwi. Weszła do pokoju i rzuciła wszystkie rzeczy na stolik-więc mamy trzy zabawki, jeden szampon dla psów, jedną obroże, dwie smycze i dwie miski jedną na wodę a drugą na jedzenie, a no i karmę dla psów-powiedziała jednym tchem.-Dziękuję-rzuciła się na szyję Kaleni i Sebastianowi. Założyła Chackiemu obroże i dopięła smycz, wraz ze swoimi przyjaciółmi ubrała się i wyszli z pieskiem na spacer.
-Zawsze chciałam mieć psa-powiedziała Wiktoria, z zadowoloną miną.
-I twoje marzenie się spełniło-odparł Sebastian chwytając dłoń Kaleni, która się zaczerwieniła.
-Moje również-pocałowała Sebastiana w policzek.
Po trzydziestu minutach byli już w domu, robiło się ciemno więc każdy po kolei poszedł do łazienki i gdy wyszli przebrani, zrobili popcorn oraz herbatę a Sebastian włączył film. Cała trójka siedziała na kanapie a na kolana Wiktorii spoczywała głowa Chackiego.
Oglądali film w którym mała dziewczyna bała się swojego ojca który zamykał się w piwnicy i do późnej nocy słyszała krzyki innych ludzi. Nie obejrzała do końca ponieważ zasnęła i znów miała ten sam koszmar co zawsze.
Obudziła się w swoim łóżku a obok siebie zobaczyła Chuckiego, pogłaskała go po głowie i poszła do łazienki. Wyszła po dwudziestu minutach po czym skierowała się do kuchni gdzie byli już Kaleni i Sebastian.
-Cześć Wiktoria-powiedziała dziewczyna po czym dodała-cześć, Chucki.
-Cześć wszystkim-powiedział Sebastian.
-No witajcie-powiedziała i zabrała Sebastianowi dwa tosty, jednego rzuciła Chuckiemu a drugi zaczęła sama jeść.
-Hej!-krzyknął Sebastian.
-Ja też cię kocham, Sebuś-Wiktoria i Kaleni wybuchnęły śmiechem.
-Dzięki, muszę zrobić kolejne.
-Wiecie, ostatnio mam dziwne koszmary-zmieniła temat Wiktoria-dotyczące sami wiecie czego.
-Może to tylko twoja wyobraźnia-powiedział Sebastian.
-Nie sądzę, ten sen jest zawsze taki sam, znaczy no każdy w innym miejscu ale zawsze chodzi o to samo. Nie wiem co mam robić, i czy nie powinnam się bać.
-Nie martw się, my tutaj jesteśmy. A jak nas nie ma to jest Chacki!-powiedziała Kaleni i przytuliła swoją przyjaciółkę.
środa, 10 października 2012
Rozdział 19: Czarnego jak smoła psa
-Cześć, miło mi-powiedział Lu do Sebastiana i Kaleni.-Nam, także-Sebastian niechętnie wymamrotał.
-Siadasz z nami?-zapytała Wiktoria.
-Nie, czekam na Cypriana i Cyntie idziemy dziś zjeść coś dobrego-puścił oczko do Wiktorii.
-Aha, smacznego-odparła po czym chłopak odszedł do innego stolika.
-Jejku, ale ona jest śliczny-powiedziała Kaleni.
-Świetnie, możemy już iść?-zapytał Sebastian.
-Jasne, ale nie denerwuj się on już jest pewnie zajęty przez Wiktorię-Kaleni zachichotała a Wiktoria zrobiła się czerwona jak burak, ponieważ wiedziała że Lucjusz z pewnością to usłyszy.
-Chodźmy, Sebastian ma rację-wstali i poszli w kierunku miejscowego parku. Spacerowali i rozmawiali o wszystkim i o niczym. Usiedli na jednej z pobliskich ławek i zobaczyli czarnego jak smoła psa który przechadzał się samotnie po parku. Na pierwszy rzut oka było widać że ten pies nie ma właściciela, Wiktorii zrobiło się go żal więc postanowiła go przygarnąć. Pomimo błagań i próśb Kaleni i Sebastian nie usiłowali powstrzymać Wiktorii przed podejściem do czarnego psa. Wyjęła kawałek batona z torebki i dała pieskowi, ten zjadł to ze smakiem i chciał jeszcze. Cała trójka przyjaciół wrócili do domu a za nimi szedł ten pies. Wiktoria nie miała nic przeciwko by wszedł do jej domu, dawniej miała już psa, który ciągle był u niej w domu. Dziewczyna widziała że pies jest strasznie głodny więc dała mu parę kawałków chleba ponieważ nie miała nic więcej dla zwierząt. Kaleni i Sebastian wpatrywali się w Wiktorie z niedowierzaniem gdy wyciągnęła z piwnicy wielką szarą miskę i nalała do niej ciepłej wody. Dziewczyna wciągnęła psa do miski i zaczęła go myc. Chyba mu się to spodobało ponieważ pies nie chciał wyjść z tej miski. Wszystkie czynności czystości psa odbywały się w łazience, więc nie stało się nic strasznego, gdy podłoga była cała mokra. Wiktoria poprosiła przyjaciół aby poszli do sklepu zoologicznego u zakupili karmę dla psów, szampon dla zwierząt, parę zabawek, smycz i obrożę.
Jej przyjaciele wyszli na zwierzęce zakupy a dziewczyna została wraz z jej nowym pupilem w domu gdzie oboje siedzieli na kanapie i oglądali telewizję. Chckiemu -taką nazwę dała Wiktoria nowemu mieszkańcowi jej domu, bardzo spodobało nowe lokum i nowa właścicielka.
wtorek, 9 października 2012
Rozdział 18: Pojawia się "ktoś", ona i jej dziedzictwo
-Będę się zbierał, już późno-powiedział i wstał z kanapy.-Dobrze-odpowiedziała wstając i poszła za nim do drzwi wyjściowych.
-Miło dziś, spędziłem czas-odparł gdy dziewczyna otwierała drzwi.
-Ja również-chłopak podszedł do Wiktorii i objął ją, dziewczynę zamurowało.
-Do zobaczenia-wyszedł a Wiktoria szepnęła do siebie po cichu gdy zmięła drzwi to samo.
Poszła się umyć i przebrała się w za dużą koszulkę. Położyła się do łóżka i szybko odpłynęła w objęcia Morfeusza.
Sen a raczej koszmar. Dziewczyna boi się zasnąć dlatego że nie chce mieć snu, który powie jej to samo co wszystkie inne.Tylko pustka, osamotnienie. Pojawia się "ktoś", ona i jej dziedzictwo, nie wie co robić Nie ma gdzie uciec, teraz to tylko sen ale co będzie gdy to się stanie naprawdę? I znowu powtórka, pustka, "ktoś", ona, dziedzictwo.
-Wiktoria, wstawaj!-ktoś krzyknął jej do ucha po czym wybudziła się z koszmaru. Rozglądała się po pokoju za osobą która ją ocaliła.
-Kaleni?-Wiktoria rzuciła się na ramię po czym zobaczyła obok, siedzącego Sebastiana-Sebastian!-zrobiła to samo.
-Jak się miewa śpiąca królewna? Jak widzimy ty tylko spać potrafisz-całą trójka wybuchła śmiechem.
-Co wy tu robicie?-zapytała gdy, siedzieli w jej pokoju ale już z kubkami gorącej czekolady.
-Wiesz, moi rodzice pojechali do Patryka do Anglii a Sebastiana nie mieli nic przeciwko aby przez tydzień zrobił sobie wolne bo uważają że "zamęczy się w tej szkole" więc postanowiliśmy do ciebie wpaść-wyrecytowała na jednym tchu Kaleni.
-Cieszę się że mnie odwiedziliście!-powiedziała i znów się do nich przytuliła.
-Tęskniliśmy, Wika-powiedział Sebastian.
-Ja za wami też.
-Hej, Wikuś. Pokaż nam twoje miasteczko, wygląda całkiem nieźle z perspektywy lasu-odparła czarnowłosa Kaleni.
-Dobra to wy zejdźcie na dół a ja za piętnaście minut do was dojdę-odparła po czym szybko schodząc z łóżka wbiegła do łazienki.
Gdy minęło piętnaście minut Wiktoria stawiła się w salonie gdzie czekali na nią przyjaciele. Wyszli z domu i powędrowali w szkołę miasteczka. Całą drogę rozmawiali o Harmons, Wiktoria opowiedziała im o zabawie którą ma zorganizować i o dziewczynach które mają jej "pomagać". Kaleni na samą myśl o trzech czerwonych muszkieterkach wybuchnęła śmiechem.
-Jesteście głodni?-zapytała Wiktoria.
-Tak! Nie jadłam od przyjazdu tutaj-odparła Kaleni, przeciągając-jest tu jakaś knajpa?
-Za rogiem.
-Świetnie, chodźmy zjeść coś jadalnego-odparł Sebastian po czym cała trójka znów wybuchła śmiechem.
Gdy siedzieli już w małej knajpce, ciągle się śmieli i wygłupiali trudno ich było nie zauważyć wchodząc wychodząc lub tam będąc.
-Wow, patrzcie jakie ciacho-powiedziała cicho Kaleni, a Sebastian się odwrócił i naburmuszony spojrzał na wchodzącego Lucjusza-idzie tu!
-Cześć, Wiktoria-powiedział i objął ją na przywitanie-przeszkadzam?
-Nie, skąd. To są moi przyjaciele dzisiaj przyjechali Kaleni i Sebastian poznajcie Lucjusza mojego kolegę z tutejszego miasteczka.
poniedziałek, 8 października 2012
Rozdział 17: Jesteś starsza ode mnie o jakieś minus sto jeden lat
-Pójdę zmyć maseczkę-odparła dziewczyna po chwili ciszy.
-Ładnie ci w niej-chłopak puścił do niej oczko.
-Chcesz też?-zapytała z cwanym uśmieszkiem i poszła do łazienki. Po kilku minutach wyszła a w ręku trzymała opakowanie z maseczki, nabrała trochę na pale i musnęła nim policzek Lucjusza.
-Hej!-krzyknął chłopak i chwytając za pudełeczko także nałożył na rękę trochę większą ilość maseczki niż Wiktoria, po czym przejechał jej dłonią po ręce i policzku.
-Koniec!-krzyknęła i zamknęła pudełko-muszę mieć jeszcze na kiedyś.
-Idź się umyć, ja pójdę po tobie-odparł Lu i usiadł na kanapie.
-Dobra. A mógłbyś zrobić dwie herbaty?-zapytała i ślicznie się uśmiechnęła czemu chłopak nie mógł się oprzeć.
-Jasne-odparł i wstał z kanapy kierując się w stronę kuchni a Wiktoria poszła do łazienki.
Pół godziny później oboje byli gotowi, i nikt nie miał na sobie białej, kleistej substancji która stała się nie złom zabawą dla dwójki.
Oboje siedzieli na kanapie przeglądając albumy na których była malutka Wiktoria i popijając herbatę. Zamknęli album i Wiktoria zaczęła nowy temat.
-Powiedz mi coś o twojej rodzinie-zapytała cicho.
-Mam tylko siostrę, reszta rodziny nie żyje. Nie utrzymuję z nią kontaktu-odpowiedział i westchnął-ona wszystkich zabiła, nie chciała żeby ktoś na nas polował. Po tym co zrobiła nie chciałem jej już znać Nienawidziłem jej. Ale już nie widuje jej często, prawie w ogóle nie muszę cierpieć jak kiedyś.
-Przykro mi-odparła i objęła go ramieniem-nie powinnam była o to pytać.
-Nie, nic się nie stało. Cieszę się że o to zapytałaś. Zadaj kolejne pytanie-powiedział i uśmiechnął się.
-Ile masz lat?-zapytała z ten uśmiechnął się szeroko.
-Naprawdę chcesz wiedzieć?-dziewczyna kiwnęła głową-nie umrzyj!-ostrzegł ją, a ona się zaśmiała.
-Sto siedemnaście-dziewczyna nie była zdziwiona, wiedziała że skoro jest to wampir to młody nie będzie.
-No a ja szesnaście jak wiesz!-chłopak się zaśmiał a wraz z nim Wiktoria-przebiłam prawda?
-Tak, z pewnością jesteś starsza ode mnie o jakieś minus sto jeden lat-odparł i oboje wybuchli głośnym śmiechem.
-Wiadomo-odpowiedziała i zabrała puste kubki do kuchni.
-Ładnie ci w niej-chłopak puścił do niej oczko.
-Chcesz też?-zapytała z cwanym uśmieszkiem i poszła do łazienki. Po kilku minutach wyszła a w ręku trzymała opakowanie z maseczki, nabrała trochę na pale i musnęła nim policzek Lucjusza.
-Hej!-krzyknął chłopak i chwytając za pudełeczko także nałożył na rękę trochę większą ilość maseczki niż Wiktoria, po czym przejechał jej dłonią po ręce i policzku.
-Koniec!-krzyknęła i zamknęła pudełko-muszę mieć jeszcze na kiedyś.
-Idź się umyć, ja pójdę po tobie-odparł Lu i usiadł na kanapie.
-Dobra. A mógłbyś zrobić dwie herbaty?-zapytała i ślicznie się uśmiechnęła czemu chłopak nie mógł się oprzeć.
-Jasne-odparł i wstał z kanapy kierując się w stronę kuchni a Wiktoria poszła do łazienki.
Pół godziny później oboje byli gotowi, i nikt nie miał na sobie białej, kleistej substancji która stała się nie złom zabawą dla dwójki.
Oboje siedzieli na kanapie przeglądając albumy na których była malutka Wiktoria i popijając herbatę. Zamknęli album i Wiktoria zaczęła nowy temat.
-Powiedz mi coś o twojej rodzinie-zapytała cicho.
-Mam tylko siostrę, reszta rodziny nie żyje. Nie utrzymuję z nią kontaktu-odpowiedział i westchnął-ona wszystkich zabiła, nie chciała żeby ktoś na nas polował. Po tym co zrobiła nie chciałem jej już znać Nienawidziłem jej. Ale już nie widuje jej często, prawie w ogóle nie muszę cierpieć jak kiedyś.
-Przykro mi-odparła i objęła go ramieniem-nie powinnam była o to pytać.
-Nie, nic się nie stało. Cieszę się że o to zapytałaś. Zadaj kolejne pytanie-powiedział i uśmiechnął się.
-Ile masz lat?-zapytała z ten uśmiechnął się szeroko.
-Naprawdę chcesz wiedzieć?-dziewczyna kiwnęła głową-nie umrzyj!-ostrzegł ją, a ona się zaśmiała.
-Sto siedemnaście-dziewczyna nie była zdziwiona, wiedziała że skoro jest to wampir to młody nie będzie.
-No a ja szesnaście jak wiesz!-chłopak się zaśmiał a wraz z nim Wiktoria-przebiłam prawda?
-Tak, z pewnością jesteś starsza ode mnie o jakieś minus sto jeden lat-odparł i oboje wybuchli głośnym śmiechem.
-Wiadomo-odpowiedziała i zabrała puste kubki do kuchni.
niedziela, 7 października 2012
Rozdział 16: To co mam czyni mnie wyjątkową i chcianą ale to tylko rutyna
Wiktoria siedziała już w domu trójka jej przyjaciół także wróciło do swojego domu. Dziewczyna ciągle zastanawiała się dlaczego jej ojciec tak ją oszukał i nie zabił jej matki? Wiktoria wstała z kanapy na której siedziała i podeszła do lustra wpatrywała się w swoje odbicie dobra piętnaście minut gdy jej uwaga padła na czerwoną kropkę która spoczywała na jej czole.
-Fuuu-krzyknęła sama do siebie i szybko powędrowała do łazienki gdzie chwyciła małe pudełeczko i zaczęła smarować całą twarz białą substancją. Maseczkę musiała zmyć dopiero za dwadzieścia minut więc usiadła przed laptopem i włączyła swój ulubiony serial. Dużo nie zdążyła obejrzeć, po około dziesięciu minutach zadzwonił dzwonek do drzwi. Dziewczyna zeszła na dół i otworzyła. W progu stał Lucjusz.
-Co ty masz na twarzy?-zapytał i zdusił śmiech.
-Właź i się nie odzywaj, Lu-odparła Wiktoria i zamykając drzwi oboje poszli do jej pokoju.
-Jak się czujesz?-Lucjusz widział obojętność na twarzy dziewczyny.
-Nijak, co mam czuć poza nicością?-mruknęła i skierowała wzrok na ekran laptopa.
-Powiedz mi jakie masz tak naprawdę życie?-zapytał a dziewczyna popatrzyła na niego i po chwili usiadła krzyżując nogi na przeciw niemu.
-Naprawdę?-westchnęła-jeszcze parę lat temu wszystko było stabilnie, później zrobiłam krok do przodu i runęłam, runęłam w bezdenną otchłań która prowadzi do jednego miejsca. Nie miałam siły żeby wyjść z tego dołu który sam sobie wykopałam, a gdy znowu spróbowałam to nie minęła chwila z znów zaczęłam zapadać się niżej, widziałam już to co mnie czekało, nie wiedziałam jak sobie poradzić. Nie szukałam pomocy nikogo, nie chciałam jej. Sądziła że nic nie potrzebuję, gdy już sięgnęłam dna, czułam się okropnie i bezradnie. Ciągle tylko robiłam coś co i tak nie wychodziło mi na dobra. Później postanowiłam walczyć z bezsilnością. Wiedziałam że potrzebuję pomocy, zobaczyłam jasne światło i kogoś kto wyciąga mnie na górę na sam szczyt, tam gdzie wszytko zacznę od początku, a teraz jestem w połowie drogi do dna po raz kolejny. Czuje że jestem nikim. Ale wiem że to co mam czyni mnie wyjątkową i chcianą ale to tylko rutyna. Nie znaczę nic, więcej.
-Hej, nie mów tak. Dla mnie jesteś ważna i znaczysz więcej niż możesz sobie wyobrazić powiedział i przysunął się do niej obejmując ją ramieniem.
-Przestań, to nieprawda-odparła Wiktoria odsuwając się od niego.
-To prawda, jak mam ci to udowodnić?-zapytał chwytając jej rękę.
-Nie wiem, nie musisz się wysilać.
-Ale ja chcę-odparł szeptając jej to do ucha i opierając jego głowę o jej ramię.
-Fuuu-krzyknęła sama do siebie i szybko powędrowała do łazienki gdzie chwyciła małe pudełeczko i zaczęła smarować całą twarz białą substancją. Maseczkę musiała zmyć dopiero za dwadzieścia minut więc usiadła przed laptopem i włączyła swój ulubiony serial. Dużo nie zdążyła obejrzeć, po około dziesięciu minutach zadzwonił dzwonek do drzwi. Dziewczyna zeszła na dół i otworzyła. W progu stał Lucjusz.
-Co ty masz na twarzy?-zapytał i zdusił śmiech.
-Właź i się nie odzywaj, Lu-odparła Wiktoria i zamykając drzwi oboje poszli do jej pokoju.
-Jak się czujesz?-Lucjusz widział obojętność na twarzy dziewczyny.
-Nijak, co mam czuć poza nicością?-mruknęła i skierowała wzrok na ekran laptopa.
-Powiedz mi jakie masz tak naprawdę życie?-zapytał a dziewczyna popatrzyła na niego i po chwili usiadła krzyżując nogi na przeciw niemu.
-Naprawdę?-westchnęła-jeszcze parę lat temu wszystko było stabilnie, później zrobiłam krok do przodu i runęłam, runęłam w bezdenną otchłań która prowadzi do jednego miejsca. Nie miałam siły żeby wyjść z tego dołu który sam sobie wykopałam, a gdy znowu spróbowałam to nie minęła chwila z znów zaczęłam zapadać się niżej, widziałam już to co mnie czekało, nie wiedziałam jak sobie poradzić. Nie szukałam pomocy nikogo, nie chciałam jej. Sądziła że nic nie potrzebuję, gdy już sięgnęłam dna, czułam się okropnie i bezradnie. Ciągle tylko robiłam coś co i tak nie wychodziło mi na dobra. Później postanowiłam walczyć z bezsilnością. Wiedziałam że potrzebuję pomocy, zobaczyłam jasne światło i kogoś kto wyciąga mnie na górę na sam szczyt, tam gdzie wszytko zacznę od początku, a teraz jestem w połowie drogi do dna po raz kolejny. Czuje że jestem nikim. Ale wiem że to co mam czyni mnie wyjątkową i chcianą ale to tylko rutyna. Nie znaczę nic, więcej.
-Hej, nie mów tak. Dla mnie jesteś ważna i znaczysz więcej niż możesz sobie wyobrazić powiedział i przysunął się do niej obejmując ją ramieniem.
-Przestań, to nieprawda-odparła Wiktoria odsuwając się od niego.
-To prawda, jak mam ci to udowodnić?-zapytał chwytając jej rękę.
-Nie wiem, nie musisz się wysilać.
-Ale ja chcę-odparł szeptając jej to do ucha i opierając jego głowę o jej ramię.
Rozdział 15: Peppermint Paradise
-I co powiesz?-Wiktoria wyszła z przymierzalni ubrana w lodową bluzkę z kokardką na prawej piersi.
-Ślicznie w niej wyglądasz-chłopak wpatrywał się w dziewczynę jak opętany.
-Dziękuję, chyba ją wezmę-powiedziała i poszła się przebrać.
Zapłaciła za koszulkę i wyszła przed sklep gdzie czekał na nią Lu.
-Idziemy do kawiarni?-zapytał a Wiktoria pokiwała głową na znak że się zgadza. Gdy dotarli do Peppermint Paradise usiedli przy stoliku dla dwojga i zamówili sobie kawy miętowe. Wiktoria była uzależniona od smaku mięty, uważała że jest on słodki i orzeźwiający, na punkcie koloru miętowego miała fioła czego jej tata nie potrafił zrozumieć bo jak on to mówił "to tylko kolor".
Gdy kelnerka przyniosła zamówienie Wiktoria zachwycała się smakiem mrożonej kawy miętowej jak ciepłym i pięknym dniem na słonecznej plaży.
-Naprawdę tak bardzo uwielbiasz miętę?-zapytał Lucjusz patrząc ze zdziwieniem na Wiktorie.
-Uwielbiam. Zanim przeprowadziłam się do Harmons ustaliłam z moja przyjaciółką że: "Mięta to styl życia i bycia"-zaśmiała się a chłopak razem z nią.
-Bardzo tęsknisz za swoim dawnym domem?
-Wiesz, trochę. Ale w Harmons mi się naprawdę podoba. Może nie jest tak jak to sobie wymarzyłam ale jest dobrze-odpowiedziała i uśmiechnęła się lekko ale Lucjusz widział że oczy Wiktorii zrobiły się niewiarygodnie ponure, puste i smutne.
-To przez twojego..-nie dokończył bo do kawiarni weszli Cyprian w towarzystwie Cyntii.
-Hejka, ten film był świetny-powiedziała Cyntia i przystawiła sobie krzesło.
-Wracamy już do domu?-zapytał Cyprian.
-Możemy-powiedzieli równocześnie Lucjusz i Wika.
Wyszli z centrum i wsiedli do samochodu który był całkiem niedaleko. Jechali szybko, nagle Wiktoria zobaczyła samochód przypominający mustanga jej taty. Nakazała zatrzymać się pera metrów dalej i sama po długich błaganiach całej trójki poszła sprawdzić czy to jego samochód. Okazało się że Wiktoria faktycznie miała rację samochód stał na poboczu ścieżki prowadzącej do lasu. Wiktoria wyjęła z torebki małą latarkę i poświeciła na wprost. Postanowiła pójść w tym kierunku. Po paru minutach dobiegł do niej Lucjusz który zamartwiał się o to gdzie Wiktoria się zaszyła. Poprosiła go aby szedł do samochodu jednak uparł się i szedł wraz z nią. Oboje zauważyli dom z którego widać było palące się światło, dziewczyna zgasiła latarkę i ukryła się za czarna furgonetką która stała obok domu. Na werandzie zobaczyła swojego tatę, dwóch nieznanych jej mężczyzn i ku jej zdziwieniu jej mamę. W dziewczynie wszystko zaczęło pulsować, chciała wyskoczyć tam i zabić ja własnoręcznie a następnie należycie ukarać jej ojca za to czego nie zrobił a powinien już dawno. Jednakże Lucjusz który stał obok i widziawszy zachowanie Wiktorii, chwycił ją za rękę i pociągnął z powrotem w stronę samochodu Cypriana.
-Ślicznie w niej wyglądasz-chłopak wpatrywał się w dziewczynę jak opętany.
-Dziękuję, chyba ją wezmę-powiedziała i poszła się przebrać.
Zapłaciła za koszulkę i wyszła przed sklep gdzie czekał na nią Lu.
-Idziemy do kawiarni?-zapytał a Wiktoria pokiwała głową na znak że się zgadza. Gdy dotarli do Peppermint Paradise usiedli przy stoliku dla dwojga i zamówili sobie kawy miętowe. Wiktoria była uzależniona od smaku mięty, uważała że jest on słodki i orzeźwiający, na punkcie koloru miętowego miała fioła czego jej tata nie potrafił zrozumieć bo jak on to mówił "to tylko kolor".
Gdy kelnerka przyniosła zamówienie Wiktoria zachwycała się smakiem mrożonej kawy miętowej jak ciepłym i pięknym dniem na słonecznej plaży.
-Naprawdę tak bardzo uwielbiasz miętę?-zapytał Lucjusz patrząc ze zdziwieniem na Wiktorie.
-Uwielbiam. Zanim przeprowadziłam się do Harmons ustaliłam z moja przyjaciółką że: "Mięta to styl życia i bycia"-zaśmiała się a chłopak razem z nią.
-Bardzo tęsknisz za swoim dawnym domem?
-Wiesz, trochę. Ale w Harmons mi się naprawdę podoba. Może nie jest tak jak to sobie wymarzyłam ale jest dobrze-odpowiedziała i uśmiechnęła się lekko ale Lucjusz widział że oczy Wiktorii zrobiły się niewiarygodnie ponure, puste i smutne.
-To przez twojego..-nie dokończył bo do kawiarni weszli Cyprian w towarzystwie Cyntii.
-Hejka, ten film był świetny-powiedziała Cyntia i przystawiła sobie krzesło.
-Wracamy już do domu?-zapytał Cyprian.
-Możemy-powiedzieli równocześnie Lucjusz i Wika.
Wyszli z centrum i wsiedli do samochodu który był całkiem niedaleko. Jechali szybko, nagle Wiktoria zobaczyła samochód przypominający mustanga jej taty. Nakazała zatrzymać się pera metrów dalej i sama po długich błaganiach całej trójki poszła sprawdzić czy to jego samochód. Okazało się że Wiktoria faktycznie miała rację samochód stał na poboczu ścieżki prowadzącej do lasu. Wiktoria wyjęła z torebki małą latarkę i poświeciła na wprost. Postanowiła pójść w tym kierunku. Po paru minutach dobiegł do niej Lucjusz który zamartwiał się o to gdzie Wiktoria się zaszyła. Poprosiła go aby szedł do samochodu jednak uparł się i szedł wraz z nią. Oboje zauważyli dom z którego widać było palące się światło, dziewczyna zgasiła latarkę i ukryła się za czarna furgonetką która stała obok domu. Na werandzie zobaczyła swojego tatę, dwóch nieznanych jej mężczyzn i ku jej zdziwieniu jej mamę. W dziewczynie wszystko zaczęło pulsować, chciała wyskoczyć tam i zabić ja własnoręcznie a następnie należycie ukarać jej ojca za to czego nie zrobił a powinien już dawno. Jednakże Lucjusz który stał obok i widziawszy zachowanie Wiktorii, chwycił ją za rękę i pociągnął z powrotem w stronę samochodu Cypriana.
sobota, 6 października 2012
Rozdział 14: wiesz kim jestem naprawdę, co posiadam?
Dojechali do kina dwadzieścia minut przed seansem. Cyntii spodobała się bluzka z wystawy i koniecznie musiała ją kupić. Cyprian został z Cyntią w sklepie a Wiktoria wraz z Lucjuszem poszła do kina aby kupić popcorn oraz coś do picia.
-Powiedz mi dlaczego chciałeś żebym jechała do kina?-zapytała Wiktoria spoglądając na chłopaka.
-Co? Ale ja nie..-nie dokończył, Wika weszła mu w zdanie.
-Przestań, Cyntia nie zaprosiłaby mnie gdybyś ty jej o to nie poprosił. Dlaczego tak ci na mnie zależy? Jestem córką łowcy-odparła po czym westchnęła i powiedziała sama do siebie-wiesz kim jestem naprawdę, co posiadam?
-Słucham?-zdezorientowany Lucjusz wpatrywał się w dziewczynę.
-Nic.
-Poprosiłem ją bo cię naprawdę lubię, jesteś fajna. I nie jesteś taka jak inne dziewczyny które chodzą do naszej szkoły-zatrzymał ją i stanął naprzeciw jej.
-Taka czyli jaka?
-Nie jesteś pusta, wiesz coś o życiu a nie jak te puste muszkieterki-dziewczyna cicho się zaśmiała-jesteś ładna, mądra i szczera.
-Dzięki, chodźmy kupić ten popcorn-powiedziała aby jak najszybciej nie patrzył prosto w jej oczy i nie stał tak blisko niej, przez to jej serce szalało i wydawało jej się że chłopak słyszy każde jej bicie serca.
-Dobrze, więc chodźmy.
Wszyscy spotkali się przed wejściem do sali, weszli i powędrowali na swoje miejsca. Gdy usiedli seans już się zaczynał. Wiktorii nie przypadł do gustu ten film. W połowie filmu przeprosiła trójkę i poinformowała ich że zamierza wybrać się na małe zakupy i spotkają się przy samochodzie po seansie. Najpierw spokojnie przeglądała różne wystawy w różnych sklepach ale to nie trwało długo ponieważ ktoś podszedł do niej od tyłu i chwycił za barki szeptając do ucha:
-Film się nie podobał?-Wiktoria odskoczyła wystraszona i spojrzała na osobę za sobą był to Lucjusz.
-Lu..-nie dokończyła tylko podeszła i uderzyła go znacząco w brzuch na opamiętanie.
-Moja nowa ksywka?-zapytał chłopak z uśmiechem na reakcję Wiktorii.
-Tak.. Lu!-powiedziała i weszła do sklepu a za nią chłopak.
-Powiedz mi dlaczego chciałeś żebym jechała do kina?-zapytała Wiktoria spoglądając na chłopaka.
-Co? Ale ja nie..-nie dokończył, Wika weszła mu w zdanie.
-Przestań, Cyntia nie zaprosiłaby mnie gdybyś ty jej o to nie poprosił. Dlaczego tak ci na mnie zależy? Jestem córką łowcy-odparła po czym westchnęła i powiedziała sama do siebie-wiesz kim jestem naprawdę, co posiadam?
-Słucham?-zdezorientowany Lucjusz wpatrywał się w dziewczynę.
-Nic.
-Poprosiłem ją bo cię naprawdę lubię, jesteś fajna. I nie jesteś taka jak inne dziewczyny które chodzą do naszej szkoły-zatrzymał ją i stanął naprzeciw jej.
-Taka czyli jaka?
-Nie jesteś pusta, wiesz coś o życiu a nie jak te puste muszkieterki-dziewczyna cicho się zaśmiała-jesteś ładna, mądra i szczera.
-Dzięki, chodźmy kupić ten popcorn-powiedziała aby jak najszybciej nie patrzył prosto w jej oczy i nie stał tak blisko niej, przez to jej serce szalało i wydawało jej się że chłopak słyszy każde jej bicie serca.
-Dobrze, więc chodźmy.
Wszyscy spotkali się przed wejściem do sali, weszli i powędrowali na swoje miejsca. Gdy usiedli seans już się zaczynał. Wiktorii nie przypadł do gustu ten film. W połowie filmu przeprosiła trójkę i poinformowała ich że zamierza wybrać się na małe zakupy i spotkają się przy samochodzie po seansie. Najpierw spokojnie przeglądała różne wystawy w różnych sklepach ale to nie trwało długo ponieważ ktoś podszedł do niej od tyłu i chwycił za barki szeptając do ucha:
-Film się nie podobał?-Wiktoria odskoczyła wystraszona i spojrzała na osobę za sobą był to Lucjusz.
-Lu..-nie dokończyła tylko podeszła i uderzyła go znacząco w brzuch na opamiętanie.
-Moja nowa ksywka?-zapytał chłopak z uśmiechem na reakcję Wiktorii.
-Tak.. Lu!-powiedziała i weszła do sklepu a za nią chłopak.
Rozdział 13: Komuś zależy na niej a raczej tym co ona posiada
Wiktoria obudziła się słysząc dzwonek do drzwi. Wstała niechętnie aby otworzyć. Zeszła na dół i w drzwiach zobaczyła Cyntie, Cypriana oraz Lucjusza. Cała trójka gdy zobaczyła w jakim stanie jest Wiktoria niesamowicie się przestraszyła. Dziewczyna nie rozumiejąc ich reakcji spojrzała w lustro i krzyknęła jakby zobaczyła ducha. No może zobaczyła coś podobnego ale w żywej wersji. Oczy miała podkrążone a na całej twarzy miała rozmyty makijaż szybko wbiegła na górę i zamknęła się z hukiem w łazience. Chłopaki i Cyntia siedzieli w salonie wyczekując na zejście Wiktorii, które nastąpiło po niecałych dwudziestu minutach. Dziewczyna wyglądała już znośnie ale nadal miała podpuchnięte oczy. Usiadła wygodnie w fotelu na przeciw gościom i uśmiechnęła się sztucznie.
-Chcieliśmy zapytać czy masz ochotę iść z nami do kina, dziś wieczorem?-zaczęła Cyntia z szerokim uśmiechem.
-Pod warunkiem że nas nie zabijesz-dodał stanowczo Cyprian ale po chwili on również się uśmiechnął
-To tu jest kino?-powiedziała zdziwiona Wiktoria.
-Nie ale w mieście obok tak-odparł Lucjusz-to co idziesz z nami?-zapytał z nadzieją Lucjusz.
-No w sumie nie mam nic ciekawego do zrobienia ani koniecznego, bo wczoraj ty się uparłeś i za mnie posprzątałeś. Prz okazji to dlaczego nie zamknąłeś drzwi szklanych do ogrodu?
-Ale one były zamknięte jak wychodziłem-Wiktoria ucichła i zaczęła się zastanawiać dlaczego gdy się obudziła drzwi były otwarte.
-Dobrze, nic. To pójdę z wami-uśmiechnęła się do całej trójki i dodała-a na jaki film idziemy?
-Ostatnia kropla-Wiktoria zastawiała się czy zapytać o czym jest ten film, ale jednak postanowiła dowiedzieć się dopiero w kinie.
-Świetnie, a o której jedziemy? I czym?-zapytała spoglądając z każdego z osobna.
-Ja prowadzę-Cyprian puścił oczko-za jakieś pół godziny-dodał.
-Co, jak to? Ja nie zdążę!-zerwała się na równe nogi i wbiegła po schodach do swojego pokoju.
Upięła wysoki kok. Ubrała Białą koszulę a na to siwy sweterek. Na koniec nałożyła spodnie i szybko wbiegła do łazienki by zatuszować popuchnięte oczu. Gdy wyszła spakowała do torebki parę rzeczy i zeszła do gabinetu taty zamykając się na klucz. Przesunęła biurko, po czym otworzyła drewnianą klapę i pojawił się sejf, wpisała kod i wyjęła parę banknotów. Zamknęła sejf, klapę i przesunęła biurko tak jak było. Weszła do salonu i poinformowała że mogą już jechać.
Gdy jechała cały czas myślała dlaczego te drzwi były otwarte, przecież Lucjusz je zamknął to niemożliwe. Może ktoś się włamał do jej domu, ale nie wiedziała po co. Nie miała tam nic cennego, poza sobą. Wiktoria miała ciągle dziwne przeczucie że ktoś chce ją dostać. Komuś zależy na niej a raczej tym co ona posiada.
piątek, 5 października 2012
Rozdział 12:Tajemnica wkrótce wyjdzie na jaw ona to wie
Cała czwórka, która siedziała w salonie na kanapie dosuniętej teraz do ściany usłyszała dzwonek i zerwała się na równe nogi. Wiktoria poszła otworzyć i przywitać gości. Przywitała wszystkich ale dalej nie wiedziała kto jest kim i czy w ogóle połowę osób którzy byli w jej domu zaprosiła. Cięgle tylko dosypywała chipsów albo dolewała jakichś napojów których brakowało i nie miała czasu żeby sama się bawić Była już strasznie wykończona więc wyszła do ogrodu na chwilę by odetchnąć świeżym i chłodnym powietrzem. Długo sama nie była, odnalazł ją Lucjusz który szukał jej po całym domu.-Zmęczona? Sporo osób już wyszło więc ci też za niedługo powinni zniknąć-odparł i usiadł obok niej na ławeczce w altanie.
-Jestem strasznie wykończona a nie zmęczona. Chyba nie będę już robiła imprez, nigdy-oparła się o ramię Lucjusza.
-Idziemy do środka?-zapytał a ona wstała i pokiwała głową na znak że się zgadza. Razem weszli do środka i zobaczyli że zostało tylko parę osób nie licząc Cynti i Cypriana siedzących na kanapie.
Po jakiejś godzinie dom Wiktorii był pusty. Została tylko ona wraz z Lucjuszem, Cyprianem i Cyntią.
-Dzięki wielkie za pomoc. Naprawdę bez was bym sobie nie poradziła-powiedziała gdy usiadła na kanapę.
-Nie ma za co, przyjemność po naszej stronie-odpowiedziała Cyntia i puściła do Wiktorii oczko wskazują na Lucjusza-My też się już będziemy zbierać, prawda Cyprian?
-Tak, tak. Miło było. Trzeba to będzie powtórzyć kiedyś-Wiktoria odprowadziła dwójkę wampirów do drzwi i wróciła do salonu gdzie Lucjusz zaczął już sprzątać.
-Zostaw, ja jutro to posprzątam-powiedziała i usiadła na kanapie ziewając.
-Wiesz jak szybkie są wampiry?-zapytał Lucjusz z szerokim uśmiechem.
-Wiem, ale nie demonstruj-poprosiła ładnie.
-To potrwa parę minut-chłopak puścił oczko do Wiki i zaczął sprzątać w nieziemsko szybkim tempie. Wiktoria chciała go powstrzymać ale nie potrafiła się ruszyć z kanapy, jej nogi byłyby teraz dobre do służenia za poduszkę a nie za parę kości z pokryciem do chodzenia. Dziewczyna wpatrując się w szybkie tempo Lucjusza, zasnęła. Śniło jej się to co nie powinno to co znowu było jej udręką i koszmarem. Jej tajemnica wkrótce wyjdzie na jaw ona to wie, i nie może nic z tym zrobić. Tak strasznie ją to boli.
Obudziła się a dookoła było czysto, tak jakby wczoraj nie było żadnej imprezy. Lucjusza nie było także, nie zostawił żadnej karteczki ani nic co by karteczkę przypominało. Na jej ciele pojawiła się gęsia skórka z zimna, które powodowało otwarte szklane drzwi. Dziewczyna w leniwym pośpiechu zamknęła główną przyczynę zimna i powędrowała do swojej sypialni gdzie zanurkowała w ciepłe i miękkie łóżko które aż prosiło się by w nim zasnąć znowu.
Rozdział 11: Widać że was do siebie ciągnie
Wiktoria weszła zmęczona do swojego domu i rzuciła się na kanapę jakby była w niej zakochana. Leżała tak z piętnaście minut aż coś zaburczało w jej brzuchu. Odczuła głód więc podeszła do lodówki i wyjęła z niej parę kawałków sera i jednego pomidora. Z szafki wyjęła dwa kawałki ciemnego chleba i zrobiła sobie kanapkę którą zapijała kubkiem gorącej herbaty.Weszła na górę do swojego pokoju aby się odświeżyć i przebrać. Za cztery i pół godziny miała zacząć się impreza na którą zaprosiła wiele osób ze szkoły. Nie miała siły aby zrobić cokolwiek więc zadzwoniła po Lucjusza.
-Hejka, mógłbyś do mnie przyjść teraz pomóc mi zorganizować wszystko na tę dzisiejszą imprezę bo nie mam na nic sił-powiedziała do słuchawki telefonu.
-Jasne-usłyszała odpowiedź która postawiła ją na nogi-będę u ciebie z kilkanaście minut, do zobaczenia.
-Do zobaczenia-odparła po czym się rozłączyła.
Zeszła do kuchni i wyjęła z szafek kubki, soki, chipsy i inne przekąski i rzeczy które się jej przydadzą.
Z całego dołu zabrała wszystkie cenne wazy i szklane rzeczy, tak na wszelki wypadek po czym usłyszała dzwonek do drzwi. Zeszła i otworzyła w nich stali: Cyprian, Lucjusz i Cyntia.
-Witajcie, dzięki że przyszliście mi pomóc-uśmiechnęła się i zaprosiła ich do domu.
-Cyntia pobiegłabyś mi w kuchni przygotować przekąski, wy chłopaki wsypcie chipsy i popcorn do misek, nalejcie do tych plastikowych dzbaneczków napoje i rozłóżcie to wszystko na stoliki wraz z kubkami.
Każdy zaczął wykonywać swoje zadania, Cyntia cały czas się uśmiechała co lekko przerażało Wiktorię.
-Wiesz Lucjusz naprawdę cie lubi, ciągle o tylko o tobie gada nic innego tylko Wiktoria to Wika tamto-powiedziała Cyntia aby przerwać tą równie przerażającą ciszę.
-Przesadzasz-Wiktorii zaczerwieniły się policzki czego Cyntia nie zdołała nie zauważyć.
-Widać że was do siebie ciągnie-dziewczyny wybuchły śmiechem i dokończyły dekorować przekąski.
Rozdział 10: Krew jest słodka, prawie jak czekolada z truskawkami
-Czego chciał od ciebie dyrektor?- zapytał Lucjusz gdy już usadowił się wygodnie obok Wiktorii.-Pomocy-odpowiedziała i wyjęła z torby jabłko.
-I musisz pracować z trzema czerwonymi muszkieterami oraz panną "ja chce to zrobić ja" czyli Anna?-powiedział piskliwym głosem po czym dodał-współczuję.
-Nie musisz, poradzę sobie. Im powinieneś współczuć-odparła po czym wgryzła się w jabłko.
-Niewiarygodne. Nie znam dziewczyny, no może po za Cyntią, która potrafiłaby przeciwstawić się czerwonym muszkieterkom-powiedział po dłuższym namyśle.
-Dlaczego czerwonym?-zapytała zaciekawiona Wika.
-Bo one tak bardzo kochają czerwony. Dlatego że one oglądają jakieś seriale o wampirach i tam jest pełno czerwieni jak one to mówią. Ostatnio słyszałem jak mówiły że oddałyby życie by stać się wampirem-mówił prawdopodobnie z akcentem dziewczyn, trudno było to rozpoznać.
-Co?-parsknęła śmiechem-przecież żeby stać się wampirem to tak czy inaczej musisz zginąć. One nic nie wiedzą. Ale ja oglądam jeden serial o wampirach tylko dlatego że tak jest taki słodki aktor-skomentowała wypowiedź Lucjusza.
-No widzisz, i chodź tu z takimi do klasy-mruknął Lucjusz pod nosem.
-Odezwał się a ja co mam z tobą?-Lucjusz skierował wzrok w stronę Wiktorii.
-No nic, tylko mnie-odparł po czym oboje wybuchli śmiechem a w tym samym czasie zadzwonił dzwonek na lekcje.
Wszyscy weszli do klasy i zajęli swoje miejsca. Nauczyciel włączył im jakiś film i gdzieś wyszedł, wszyscy zaczęli oglądać a Lucjusz i Wiktoria zaczęli szeptami rozmowę.
-Mam do ciebie pytanie-odparł po czym spojrzał ze smutkiem ale i zadowoleniem na dziewczynę-jaki dla człowieka krew ma smak.
-Wiesz nie wiem dokładnie, bo jedynie kiedy piłam krew to gdy przecięłam się na palcu. Krew dla człowieka, a przynajmniej dla mnie smakuje tak gorzko, trochę jak jakaś stal albo metal-chłopak skrzywił się.
-Smakuje ci?-zapytał z jeszcze większym zaciekawieniem.
-No nawet trochę. A jak smakuje krew tobie jako wampirowi?-powiedziała po chwili ciszy.
-Dla mnie krew jest słodka, prawie jak czekolada z truskawkami ale Cyntii i Cyprianowy inaczej smakuje krew. Może to zależy od tego co kto lubi-dokończył i oboje zaczęli oglądać film razem z resztą klasy. Wiktoria gdy wychodziła z klasy szepnęła Lucjuszowi na ucho:
-Ja kocham truskawki z czekoladą.
Rozdział 9: Wszyscy wyszli z hukiem aby przejść
-Powiedz mi dlaczego masz taką smętną minę?-zapytał Lucjusz gdy lekcja się już zaczęła.-Nie mam smętnej miny-uśmiechnęła się lekko.
-Daj spokój, przecież widzę że coś cię gryzie. Mów o co chodzi-powiedział zachęcająco.
-Mój tata wróci dopiero za miesiąc-Wiktoria podała Lucjuszowi telefon który wyjęła z torby.
-To wiadomość od twojego taty, tak?-przeczytał i oddał dziewczynie telefon-przykro mi.
-Mi też. Ale muszę to jakoś przeżyć-odparła po czym zaczęła coś bazgrać na kartce-To tylko miesiąc-powiedziała do Lucjusza chociaż sama starała sobie to wmówić.
-Przeżyjesz, a co do twojej tajemnic to przyszło mi namyśl że wolisz dziewczyny? Bo wiesz mnie jakoś zbywasz-powiedział a Wiktoria miała już wybuchnąć śmiechem lecz powstrzymała się zważając na to że jest na lekcji.
-Nie, to nie to-zachichotała cichutko-nie wierzę jak mogłeś tak pomyśleć. Wolę facetów.
-To dobrze-powiedział z ulgą.
-Ale nie wampiry-uśmiechnęła się a Lucjuszowi mina posmutniała.
-Szkoda-burknął pod nosem tak aby dziewczyna tego nie usłyszała.
-Mówiłeś coś?
-Nie.
Lekcja skończyła się dość szybko. Wiktoria została zwolniona z następnej przez pana dyrektora, chciał pilnie z nią o czymś porozmawiać.
-Jak przeczytałem, w poprzedniej szkole bardzo się udzielałaś. Jesteś dla nas bardzo cenna Wiktorio. Czy mogłabyś zorganizować naszą zabawę z okazji pięćdziesięciolecia istnienia naszej szkoły, dziewczyny ci pomogą przyśle je do ciebie? Słyszałem że jestem w sprawach organizacyjnych bardzo dobrze zorientowana zechcesz także uczestniczyć w samorządzie szkolnym?-Wiktoria wsłuchiwała się w każde słowo dyrektora i nie miała innego wyjścia musiała się zgodzić.
-Z miłą chęcią panie dyrektorze-odpowiedziała z sztucznym uśmiechem po czym pożegnała się i wyszła kierując się do klasy w której miała następną lekcję. Usiadła na korytarzu pod ścianą i otworzyła zeszyt gdzie chciała zacząć projektować wygląd sali na zabawę. Postanowiła że barwy które będą występowały w dekoracjach to kolor czerwony i niebieski.
Po kilku minutach zadzwonił dzwonek i wszyscy wyszli z hukiem aby przejść do następnej klasy.
-Cześć, ty jesteś Wiktoria?-powiedziała niewielka blondynka stając przed dziewczyną. Wiktoria przytaknęła-jestem Anna, będziemy razem pracować w organizacji zabawy na pięćdziesięciolecie-Wiktoria podała jej swój zeszyt.
-Co powiesz na to?-zapytała Wika.
-Jejku, to jest świetne. Pokarzemy to reszcie i może jak im się to spodoba będziemy mogli wcielić twój plan w życie-Anna skierowała się do trójki dziewczyn Elizy, Beaty i Mony. Wiktoria już wiedziała że to nie będzie miła współpraca. Gdy Anna pokazała dziewczyną projekt było z daleka widać że w Beacie się aż gotuje ze wściekłości. Wiktoria podeszła do dziewczyn i zaczęła rozmowę:
-Cześć, wy macie mi pomóc zorganizować zabawę prawda? Dyrektor mi o tym przed chwilą wspominał, cieszę się że mi pomożecie-Wiktoria się uśmiechnęła sztucznie i kontynuowała- Cała sala będzie niebiesko-czerwona więc trzeba będzie zorganizować materiały którymi ozdobimy całą salę, Anna zajmiesz się tym?
-Jasne-odpowiedziała entuzjastycznie blondynka.
-Dziewczyny mogłybyście pogadać z paroma chłopakami o tym aby przenieśli stoliki dzień przed zabawą do sali? Zabawa jest dopiero za trzy tygodnie więc mamy trochę czasu ale możemy się już przygotowywać-Wiktoria z uśmiechem na twarzy odeszła i usiadła tam gdzie wcześniej. Po chwili pojawił się obok niej Lucjusz.
czwartek, 4 października 2012
Rozdział 8: Mam nadzieję że się na mnie nie gniewasz
Wiktorie obudziły promienie słońca które muskały jej twarz. Rozejrzała się po pokoju i nigdzie nie widziała Lucjusza, była strasznie ciekawa kiedy wyszedł z jej domu. Na stoliku, obok łóżka zobaczyła karteczkę. Chwyciła ją i przeczytała:
Opuszczam się tak bez pożegnania, myślę że twojej mamie nie zależało żebyś cierpiała. Chciała dla ciebie i dla twojego taty jak najlepiej. Do zobaczenia w szkole.
Lucjusz
PS. Wiesz że mówisz przez sen?
Gdy dziewczyna przeczytała ostatnie zdanie strasznie się zdziwiła i przeraziła. Rozmyślała ciągle o tym co takiego mówiła i modliła się oby nie wspominała w śnie o Lucjuszu. Zeszła na dół już gotowa do wyjścia, jedyne co zamierzała przed wyjściem zrobić to zjeść śniadanie. Gdy przełykała kolejny kęs kanapki zadzwonił jej telefon, wyciągnęła go z kieszeni. Dostała wiadomość od jej taty zaczęła czytać na głos:
-Moja najdroższa Wiki, Nie będzie mnie jakiś miesiąc. Poznałem pewnego łowce i postanowiłem mu pomóc w jednym większym polowaniu. Mam nadzieję że się na mnie nie gniewasz i mi to wybaczysz. Jeśli byś potrzebowała pieniędzy, znasz kod do sejfu. Weź ile potrzebujesz, ale nie przeginaj. Tata-Wiktoria była trochę wściekła na swojego ojca z dwóch powodów. Pierwszy to taki że przeprowadzili się tu aby przestał przez jakiś czas polować a drugi to ten w którym miał wrócić za PIĘĆ dni, no nie licząc wczorajszego. Gdy spojrzała na zegarek było strasznie późno więc czym prędzej założyła buty i narzuciła na siebie kurtkę po czym w pośpiechu opuściła dom kierując się do szkoły. Po drodze zauważyła że liście zaczynają opadać i większość jest na ziemi a nie na drzewie. No tak w końcu to już jesień. Ulubiona pora roku Wiktorii. Gdy była jeszcze malutką dziewczynką uwielbiała siedzieć i patrzeć w piękny złoty las.
Dotarła przed szary budynek zwany szkołą. Weszła i już przy swojej szafce zobaczyła Lucjusza który z nieprzyjemną miną spogląda na zegarek, podchodzi do niego i zaczyna rozmowę.
-Cześć, mogę wiedzieć dlaczego sterczysz zdenerwowany przy mojej szafce jak słup?-zapytała, a on uśmiechnął się i jego mimika twarzy się poprawiła.
-Cześć, myślałem że coś ci się stało, że nie przychodzisz. Co tak późno?- spojrzał na dziewczynę która właśnie wyjmowała z szafki podręcznik do angielskiego.
-Nie po prostu długo jadłam śniadanie i tyle-odpowiedziała po czym oboje ruszyli w stronę klasy.
_______________________________________________________________________
Z dedykacją dla Karoliny ;) Wielkie dzięki za twoją szczerą i miłą opinię.
środa, 3 października 2012
Rozdział 7: Tajemnica przyciąga tajemnicę
-Jak możesz przebywać tak blisko ludzi i nad sobą panować?-zapytała gdy podała mu kubek gorącej herbaty-i naprawdę herbata ci smakuje? Tego o wampirach nie wiedziałam.-Smakuje na jedzenie zwykłych ludzi jeśli regularnie się karmimy. A herbatę uwielbiam-odpowiedział i szeroko się uśmiechnął.
-Nie wiedziałam-odparła i podniosła lekko konciki ust do góry.
-Teraz, znowu ja-chwilę się zastanowił-ile wampirów jako córka łowcy czyli łowczyni zabiłaś?
-Hmm. To było jakieś dwadzieścia no może więcej-Lucjuszowi mina zrzedła, po chwili dodała z przekąsem-żartowałam, dwa.
-Mam się ciebie bać?-na twarzy Wiktorii pojawił się grymas.
-Jeśli o mnie chodzi to nie. Ale mojego taty powinieneś-chłopak się uśmiechnął.
-Masz jeszcze jakąś tajemnice poza tym że jesteś córką łowcy, ale taką o której nie wie nawet twój tata?
-Mam ale nie powiem tobie, nikt nie wie o tej tajemnicy, tak ma pozostać do końca mojego życia- Lucjusz pokiwał głową.
-To do końca życia mówisz. A co byś powiedziała na wieczną tajemnicę poza śmiercią w żywej wersji?-odparł i znacząco się uśmiechnął.
-Masz tupet że mówisz to dziewczynie która w jednym z pokoi swojego domu ma mnóstwo broni na wampiry-powiedziała upijając łyk swojej herbaty-ale gdybym miała taką możliwość to w sumie tak.
-A powiesz mi kiedyś co to za tajemnica? Bo wiesz tajemnica przyciąga tajemnice.
-Może kiedyś ale chciałabym żeby to było tylko moje, a jak chcesz to możesz się namyślać i zgadywać.
-Dobra więc jesteś... wampirem?-zapytał z powagą.
-Gdybym była wampirem nie byłoby mnie tutaj spoczywałabym w swoim grobie.. Zabita własnoręcznie przez ojca-nagle drzwi wejściowe otworzyły się z głośnym hukiem, Lucjusz zniknął a do pokoju wszedł tata Wiktorii ze łzami w oczach-Tato! Co się stało?-Wiktoria podbiegła do niego i przytuliła go.
-Twoja matka..-wyjąkał wystraszony-jest.. wampirem. Wróciłem ci powiedzieć że muszę ją zabić.
-Ona żyje?-Wiktoria zszokowana opadła na kanapę.
-Jeśli można to tak nazwać.
-Tyle dni wypłakałam z myślą że to było najgorszym co ją spotkało a teraz.. Ona tyle czasu nas oszukiwała "zginęła" a tak naprawdę "żyła"? Ale jak to możliwe. Jedź! Zabij ją, ale jak najbardziej podle potrafisz! Chcę żeby cierpiała jak ja!-jej ojciec wyszedł i odjechał. Wiktoria się rozpłakała i poszła do swojego pokoju. Leżała na łóżku i cicho łkała.
-Przykro mi-powiedział głos który dobiegał z ciemnego kąta pokoju, Wiktoria się odrobinę przestraszyła.
-Nie obchodzi mnie to że ona jest wampirem, nienawidzę jej za to że żyje!-krzyknęła rozdartym głosem dziewczyna-tyle czasu leczyłam rany a ona się świetnie bawiła mając nas wszystkich gdzieś.
-Nie myśl tak, może bała się waszej reakcji i nie chciała żebyście ją zabili za to że jest wampirem-pocieszał ją czarnowłosy.
wtorek, 2 października 2012
Rozdział 6: Numer nieznany
Lekcje przebiegły dość szybko. Wiktoria prawie na każdej lekcji siedziała z Lucjuszem za wyjątkiem chemii gdzie siedziała w pierwszej ławce w towarzystwie klasowej prymuski Olgi.
Gdy wyszła ze szkoły udała się na małe zakupy. Planowała kupić większość rzeczy na imprezę a być może po jutrze gdy już będzie w kryzysie wyjdzie znów na większe zakupy.
W supermarkecie spotkała dziewczyny z którymi chodzi do klasy Elize, Beate i Mone. Chodź na pierwszy rzut oka wyglądały na miłe to były one szkolnymi barbie, Wiktoria aż zaczęła żałować że zaprosiła je na swoją imprezę.
Kupiła wiele paczek różnych chipsów, bardzo dużo butelek napojów i parę kartonów soku. Później postanowiła że zamówi pizze i będzie spokój. Gdy wracała do domu, dostała sms'a od taty że nalazł już jednego wampira a teraz szuka ich gniazda, z dopiskiem że życzy Wice dobrej zabawy.
Gdy dotarła do domu i usadowiła się na wygodnej i miękkiej kanapie zadzwonił jej telefon. Na ekranie wyświetlił się: Numer nieznany.
-Halo?-odebrała Wiktoria.
-Cześć, to ja Lucjusz. Twój numer był na zaproszeniach więc zadzwoniłem-powiedział zmieszany.
-Poprawka.. był tylko na twoim zaproszeniu-odparła z uśmiechem.
-Mogę do ciebie wpaść?-zapytał.
-W sumie nie mam nic do zrobienia ani nie ma zadania na jutro, więc chyba możesz-uśmiechnęła się sama do siebie.
-Do zobaczenia, za chwilę?-odpowiedział pytająco.
-Do zobaczenia, za chwilę-dodała przekonywająco.
Wiktoria wstała i zaczęła sprzątać aby, gdy chłopak do niej przyjdzie było w miarę czysto. Po jakichś trzydziestu minutach usłyszała dzwonek do drzwi. Poszła otworzyć. w progu stał Lucjusz i czekał na zaproszenie by wejść do środka.
Wiktoria zaprosiła go gestem dłoni i oboje kierując się do salonu, usiedli na kanapie.
-Ładny masz dom-odparł po dłuższej chwili milczenia Lucjusz.
-Dziękuje. Odkąd mieszkasz w tym miasteczku?-zapytała Wiktoria z ciekawością.
-Od roku. Przenosimy się co trzy lub cztery lata-spojrzał Wiktorii głęboko w oczy.
-Gdzie mieszkaliście ostatnio?-odwróciła wzrok i upiła łyk soku pomarańczowego.
-Na południu w małym mieście Grinson. Głównie zamieszkujemy tylko małe miasteczka żeby nie rzucać się w oczy. Teraz moja kolej-powiedział z uśmiechem.
-No dawaj, mnie nie złamiesz-odparła z równie szczerym uśmiechem jak chłopaka.
-Dlaczego się tutaj przeprowadziliście?-dziewczynie zmętniała mina.
-Mój tata wiecznie był na polowaniach. Męczyło mnie bycie samą więc przeprowadziliśmy się tutaj z myślą że będziemy mieć chwile spokoju lecz znalazł informacje że niedaleko w małej wsi są wampiry i tam wyjechał żeby na nie zapolować.
-Współczuję. Dlaczego twój tata został łowcą?-to pytanie jednak dobiło Wiktorię i w jej oczach pojawiły się łzy.
-Moją mamę zabił wampir. Mój tata uważa że wampiry są bezdusznymi istotami które zabijają co popadnie i kogo im się spodoba. Mój tata chce pomścić śmierć mojej matki.
-Przykro mi-powiedział i objął dziewczynę swoim chłodnym ramieniem.
Gdy wyszła ze szkoły udała się na małe zakupy. Planowała kupić większość rzeczy na imprezę a być może po jutrze gdy już będzie w kryzysie wyjdzie znów na większe zakupy.
W supermarkecie spotkała dziewczyny z którymi chodzi do klasy Elize, Beate i Mone. Chodź na pierwszy rzut oka wyglądały na miłe to były one szkolnymi barbie, Wiktoria aż zaczęła żałować że zaprosiła je na swoją imprezę.
Kupiła wiele paczek różnych chipsów, bardzo dużo butelek napojów i parę kartonów soku. Później postanowiła że zamówi pizze i będzie spokój. Gdy wracała do domu, dostała sms'a od taty że nalazł już jednego wampira a teraz szuka ich gniazda, z dopiskiem że życzy Wice dobrej zabawy.
Gdy dotarła do domu i usadowiła się na wygodnej i miękkiej kanapie zadzwonił jej telefon. Na ekranie wyświetlił się: Numer nieznany.
-Halo?-odebrała Wiktoria.
-Cześć, to ja Lucjusz. Twój numer był na zaproszeniach więc zadzwoniłem-powiedział zmieszany.
-Poprawka.. był tylko na twoim zaproszeniu-odparła z uśmiechem.
-Mogę do ciebie wpaść?-zapytał.
-W sumie nie mam nic do zrobienia ani nie ma zadania na jutro, więc chyba możesz-uśmiechnęła się sama do siebie.
-Do zobaczenia, za chwilę?-odpowiedział pytająco.
-Do zobaczenia, za chwilę-dodała przekonywająco.
Wiktoria wstała i zaczęła sprzątać aby, gdy chłopak do niej przyjdzie było w miarę czysto. Po jakichś trzydziestu minutach usłyszała dzwonek do drzwi. Poszła otworzyć. w progu stał Lucjusz i czekał na zaproszenie by wejść do środka.
Wiktoria zaprosiła go gestem dłoni i oboje kierując się do salonu, usiedli na kanapie.
-Ładny masz dom-odparł po dłuższej chwili milczenia Lucjusz.
-Dziękuje. Odkąd mieszkasz w tym miasteczku?-zapytała Wiktoria z ciekawością.
-Od roku. Przenosimy się co trzy lub cztery lata-spojrzał Wiktorii głęboko w oczy.
-Gdzie mieszkaliście ostatnio?-odwróciła wzrok i upiła łyk soku pomarańczowego.
-Na południu w małym mieście Grinson. Głównie zamieszkujemy tylko małe miasteczka żeby nie rzucać się w oczy. Teraz moja kolej-powiedział z uśmiechem.
-No dawaj, mnie nie złamiesz-odparła z równie szczerym uśmiechem jak chłopaka.
-Dlaczego się tutaj przeprowadziliście?-dziewczynie zmętniała mina.
-Mój tata wiecznie był na polowaniach. Męczyło mnie bycie samą więc przeprowadziliśmy się tutaj z myślą że będziemy mieć chwile spokoju lecz znalazł informacje że niedaleko w małej wsi są wampiry i tam wyjechał żeby na nie zapolować.
-Współczuję. Dlaczego twój tata został łowcą?-to pytanie jednak dobiło Wiktorię i w jej oczach pojawiły się łzy.
-Moją mamę zabił wampir. Mój tata uważa że wampiry są bezdusznymi istotami które zabijają co popadnie i kogo im się spodoba. Mój tata chce pomścić śmierć mojej matki.
-Przykro mi-powiedział i objął dziewczynę swoim chłodnym ramieniem.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)














